wtorek, 26 stycznia 2016

하나, 둘, 셋 (jeden, dwa, trzy) - Rozdział 1

A/n - Przepraszam za moją dłuuugą nie obecność, ale w święta byłam u wujka za granicą a tam nie mogłam się zalogować... a kiedy wróciłam nie miałam czasu dodawać ani pisać.,.. przepraszam tych, którzy czekali... naprawdę mi przykro... :( mam nadzieję, że mi wybaczycie a ja dam sobie pokutę... ok?? 


Rozdział 1


27.01.2016 rok, Nowy Jork, Stany Zjednoczone 



"Ale wiem, że nadejdzie słońce po deszczu,
Wiem, że nadejdą dobre czasy po bólu, hej
Czy możesz mi powiedzieć w jaki sposób mogę dokonać zmiany?"


                       - Kochasz mnie? - spytała, patrząc na mnie tymi swoimi szczenięcymi, dużymi, brązowymi oczami. Tak bardzo chciałbym być dla niej wsparciem i kochankiem, o jakim tak zawrzecie marzy, ale czy się do tego nadaję? Odpowiedź brzmi nie. Ja nie potrafię od dłuższego czasu kochać, lecz się staram pobudzić swe serce... ale czy to wykonalne? Odkąd pamiętam byłem sam. Nie chciałem pakować się w żadne związki, bo po co? Prawda, kochałem... kiedyś, ale życie ze mnie zakpiło i zostałem sam. Poza tym nie chce ranić nikogo, lecz to ona się do mnie przypałętała! Ja dalej nie uważam, aby pakowanie się w jakikolwiek związek był dobrym pomysłem. Zresztą nie jestem na to gotowy i zapewne nigdy nie będę. Nie mam siły, dalej walczyć o swoje uczucia, poza tym, gdybym to robił zraniłbym Mię, która nikomu nie zawiniła. Czy powinienem to wszystko porzucić i uciec? To nawet by było rozważne, lecz tchórzowskie, a ja tchórzem nie jestem i nie zamierzam się nim stać.
                       - Przepraszam, Mia, ale nie mogę. - powiedziałem, patrząc dziewczynie w oczy. Pomimo ostrego wyglądu, zdawałem sobie sprawę, że Gillies łatwo jest zranić. To bardzo uczuciowa szatynka, mimo, iż nie wygląda na taką. Wiem również jak ona strasznie przeżyła śmierć swojej rodziny i jak strasznie się boi pająków. Kocham ją, jednak nie tak jak ona mnie. - Rozumiem, iż to będzie bardzo samolubne o co teraz poproszę, ale naprawdę nie chce cię stracić. Bardzo cię potrzebuję w moim życiu. - dodałem, przymykając oczy.
                       - O co chodzi, oppa? - pytała, spuszczając głowę w dół. Znów ją zawiodłem.
                       - Czy możesz zostać w moim życiu, jako przyjaciółka? Wiem, iż to będzie dla ciebie trudne, ale naprawdę cię potrzebuję. - Czuję się jak idiota prosząc o to, jednak naprawdę nie mam wyjścia - boję się samotność, która mi groź wraz z odejściem Mii. Nigdy nie byłem sam, ponieważ wiecznie przy mnie był ktoś, kto śledził, każdy mój ruch. Był moim cieniem. Nie sądziłem, że kiedyś mogę znaleźć się w takiej sytuacji bez wyjścia. A tym bardziej nie chce nikogo ranić, przez to, że jestem taki jaki jestem - nie potrafię żyć w pojedynkę.
                       - Hyunnie, to będzie dla mnie naprawdę bolesne. Nie wiem jak sobie z tym poradzę, lecz też nie mam ochoty zostawiać cię, mimo wszystko jesteś dla mnie jedyną bliską osobą. Nie wiem co mam ci odpowiedzieć. Naprawdę nie wiem. - westchnęła ciężko. - Proszę cię o trochę czasu, aby to wszystko sobie poukładać. Pomimo mojego odstraszającego wyglądu, boję się być zraniona.
                       - Dobrze, rozumiem. - mruknąłem z lekkim uśmiechem. \mimowolnie pomyślałem o tym co miało miejsce przed moim wyjazdem. Niekontrolowanie po moim ciele przeszedł lekki dreszcz. Nie chcę wracać do przeszłość. To nie czas na to, a co więcej nie powinienem chcieć, nawet o tym myśleć. Z mych myśli wybudziła mnie szatynka, delikatnie złapała mnie za rękę i spojrzała w oczy. Tak bardzo chciałbym ją pokochać. Jej ciemne oczy wpatrywały się we mnie z oczekiwaniem, jednak zaśmiała się cicho, puszczając moją dłoń.
                       - Tak jak myślałam, twoje serce jest przeznaczone dla kogoś innego. Mimo to zaczekam. Może to tylko teoria, ale jest przydatna. - Mimowolnie wybuchłem śmiechem. Mię od zawsze fascynował świat magii i tych podobnych rzeczy - ona, nawet kupiła sobie podręcznik do nauki czytania z ręki! Czy to normalne? Oczywiście, że nie! Chociaż, uwielbiam jak ona stara się być niczym "wróżka". Wtedy wygląda bardzo uroczo!
                       - Myślisz, że jestem zdatny do tak wyjątkowego uczucia jak "miłość"? Błagam, Mia, znasz mnie! - Poczochrałem jej grzywkę, na co jedynie warknęła. Jednak jej "wróżba" jest prawdą. Kochałem albo raczej kocham pewną osobą, ale ona nie jest dla mnie. Wolę żyć samotnie, aniżeliby cierpieć z powodów bycia z "psycholem". Teraz, gdy o tym myślę, dobrze postąpiłem uciekając. Poza tym dzięki temu spotkałem tak szaloną osobę jaką jest Mia - ona mi zdecydowanie wystarczy.                           - Daehyunnie, mnie nie oszukasz! Wiem, że twoje serce bije dla kogoś wyjątkowego, może nie dla mnie, ale dla kogoś na pewno. - powiedziała, wzruszając ramionami. Przez chwilę myślałem nad odpowiedzią, ale tylko zmusiłem się na uśmiech. Ma rację, jednak wolę swoją historię zachować dla siebie. Ponieważ żyję nowym życiem, z dala od tamtych wydarzeń. Westchnąłem ciężko, unosząc twarz ku górze. Dziewczyna widząc co ja robię ze śmiechem zrobiła to samo.
                        - Mia, obiecasz mi coś? - spytałem, przymykając oczy.
                        - Zależy co... ale jak na tym nie ucierpię to chyba jestem skłonna się zgodzić. 
                        - Raczej nie ucierpisz na tym. - zaśmiałem się - Obiecaj mi, że pokochasz kogoś, kto na to zasługuję, ok? Kogoś kto będzie traktował cię jak królową. 
                        - Wiesz o to będzie trudno, bo jestem zakochana w tobie, ciołku. - przerwała, zastanawiając się chwile nad odpowiedzią. - Mimo to jestem w stanie to obiecasz, gdyż ty mnie nie kochasz, a jakoś nie chce zostać starą panną z kotem, sam rozumiesz. - zaśmiała się cicho.
                         - Haha, rozumiem. A tak z innej beczki, słyszałaś, że Laura ma zamiar wyjść za mąż? Według mnie to za wcześnie, a zwłaszcza, że jej ukochany nie ma pracy ani kasy. - oznajmiłem, przenosząc wzrok na Gillies, która pokiwała głową.
                          - Wiem, jednak jak chce to niech z nim będzie. Nie będę się w to mieszała, bo ten człowiek to jakiś psychol. Zresztą tobie też nie radzę. - rzekła, poprawiając włosy. Laura - to jest druga z najlepszych osób jakie poznałem, jednak ona ma jedną ważną wadę. Do jej gustu wchodzą sami kryminaliści. Znaczy jej teraźniejszy chłopak, a raczej narzeczony, nie jest bandytą. Jest po prostu pijakiem, a co jak co, ale Sad naprawdę go kocha, dlatego nie odpuści i będzie walczyła. Co według mnie w tym przypadku nie ma sensu, ponieważ wcześniej czy później dojdzie do rozwodu.
                           - Wiem. - westchnąłem cicho. - Jednak to nie zmienia faktu, iż będę walczył o jej szczęście. Nie chce by płakała po takim dupku. - dodałem, niemal od razu. Mia nie odpowiedziała, tylko wywróciła oczami.
                           - Dae, jesteś pewny, że chcesz się w to wpakować? - spytała, patrząc przed siebie.
                           - Tak, zamierzam. - odmruknąłem w odpowiedzi.
                           - Pomogę. - stwierdziła, patrząc prosto w moje oczy. - We dwójkę, pozbędziemy się go. 
                           - Dziękuję, że zawsze jesteś ze mną. - powiedziałem.
                           - Nie ma sprawy. - zaśmiała się cicho. - Dobra, oppa, ja się już zmywam. Mam wiele rzeczy do zrobienia. - oznajmiła wstając z niewygodnej ławki.
                           - Trzymaj się! - zawołałem za dziewczyną, która tylko pokazała znak pokoju, a po chwili zniknęła za zakrętem.



*******


                           Wracając do domu, czułem się obserwowany. Co z resztą nie było dziwne, gdyż w Nowym Jorku ludzie są po prostu ciekawscy. Jednak mimo to, trudno jest tutaj znaleźć osobę, która by wpychała się w nie swoje sprawy. Każdy tutaj żyję własnym życiem, co mnie niezmiernie kręci w tym mieście. Możesz tutaj, nawet chodzić w piżamie, a każdy miałby to gdzieś albo po prostu każdy by się zaśmiał i tyle. Nikt nie wytykałby cię palcami, ponieważ każdy tutaj chodzi ubrany, pomalowany jak chce. Co moim zdaniem jest magiczne. Nie musisz się ukrywać z prawdziwym sobą, możesz być tym kim chcesz, a nikt nie będzie miał do ciebie żadnego "ale". 
                           Właśnie wchodzę na teren central parku. Uwielbiam tędy chodzić, mimo, iż to zajmuję mi więcej czasu. Zresztą ruch to zdrowie, prawda?! Mimowolnie zaśmiałem się sam do siebie. Jestem dziwnym człowiekiem. Tak, zdecydowanie powinienem się leczyć.              
                            - Zabierasz mój ból i westchnienie zamieniasz w łzy. - W mojej głowie od razu pojawił się obraz z przeszłość, który powinien zostać już dawno temu wymazany. Czułem szaleńcze bicie mojego serca. Nie mogę oddychać! Gwałtownie odwróciłem się w stronę głosu, lecz nikogo nie ujrzałem. Jakby ten głos pojawił się w mojej głowie. Świadomie przyspieszyłem kroku. Nie chce by wracał! Nie po tym wszystkim!