czwartek, 16 czerwca 2016

하나, 둘, 셋 (jeden, dwa, trzy) - Rozdział 7

A/n: A więc ten tego... no... rozdział nie jest taki jakiego się spodziewacie, ale mnie się podoba przez jedną i bardzo interesującą osobę, ale ciekawi mnie czy wam też się spodoba, więc piszcie w komentarzach :D
To chyba by było na tyle z mojej przemowy... więc:
Miłego czytania~~ 





Rozdział 7 



                Dlaczego na tym świecie nie ma ciągłego szczęścia? Dlaczego Bóg stworzył również problemy, ból, a przede wszystkim złych ludzi? A może to tylko gra, aby zdobyć "klucz" do wiecznego, spokojnego życia w niebie? Ach, ciągle zadaję sobie to pytanie, ale nigdy jeszcze nie potrafiłam na nie trafnie odpowiedzieć. Czyżby ziemia miałaby być tym słynnym piekłem a może jest zwykłym przystankiem? Dlaczego nie mogę przestać o tym myśleć? Westchnęłam ciężko wstawiając kolejne kroki. Dlaczego tylko ja mam takie myśli? Mimowolnie wywróciłam oczami. Gdy stanęłam przed odpowiednimi drzwiami, na mojej twarzy zakwitł uśmiech - może lekko wymuszony, ale uśmiech do uśmiech! Zapukałam w drewno dwa razy, jednak nikt się nie pojawiał przez dłuższy czas. Czyżby go nie było? Nie, niemożliwe, przecież nie ma dzisiaj żadnych wykładów! Tak. szpieguję mojego chłopaka i co? Na moim miejscu wszystkie by tak robiły, bo przecież on jet taki przystojny i popularny. Westchnęłam ciężko, ciągnąc za klamkę. Drzwi było otwarte, co zresztą nie było nowością on nigdy nie zamykał drzwi. 
               - Louis, jesteś w domu?! - krzyknęłam, przy okazji rozglądając się po ładnie, lecz bardzo syfiastym domu. Czy on kiedykolwiek tutaj sprząta? Kocham go, ale nic by się przecież nie stało jakby po obie posprzątał! Poza tym jak już będzie moim mężem nie będzie miał wyjścia! Z rozbawieniem wspięłam się po schodach. Bez żadnego pukania ani niczego takiego, weszłam do środka. Niemal od razu uderzył we mnie  ohydny zapach. Zdezorientowana spojrzałam w stronę łóżka, licząc na to, iż ujrzę swojego narzeczonego. Jednak to co tam ujrzałam wywróciło mój świat do góry nogami. Mimowolnie do moich oczu napłynęło wiele łez, które po chwili płynęły wzdłuż mojej twarzy. - Ty męska dziwko! - krzyknęłam, podchodząc do łóżka. Wtedy na mnie spojrzał swoimi pięknymi, zielonymi niczym wiosenna trawa oczami. Mogłam z nich wyczytać zdziwienie jak i zdenerwowanie. Nie potrafiłam nad sobą zapanować. Jednym zwinnym ruchem zwaliłam z niego złotowłosą, półnagą kobietę. Zaczęłam uderzać go w gołą klatkę piersiową. 
               - Laura, to nie tak. Kochanie, uspokój się! - powiedział, łapiąc mnie za nadgarstki. - Poza tym powinnaś do mnie dzwonić, kiedy chcesz się spotkać. - dodał, patrząc na mnie morderczym wzrokiem. 
              - Miałam dzwonić?! Jesteś naprawdę żałosny, Louis! To koniec, skurwysynie! - pisnęłam, próbując się wyrwać na marne. - Zostaw mnie! 
               - Nie możesz ze mną zerwać, rozumiesz?! Nie pozwalam ci na to! - znienacka złapał mnie za włosy, ciągnąć je. Bolało, ale i tak to było nic w porównaniu z bólem jaki zadał mojemu sercu. Jednak ziemia to piekło a nie żaden przystanek. 
               - Zostaw ją! - do moich uszu dobiegł przeraźliwy krzyk. Zdziwiona spojrzałam w kierunku drzwi. Stał tam dobrze zbudowany mężczyzna. Niestety nie mogłam dostrzec jego twarzy, ponieważ miał na sobie maskę, która zakrywała połowę jego twarzy. Jednak skądś kojarzyłam jego głos - tylko skąd? 
               - A ty kim jesteś, żeby mi rozkazywać?! - krzyknął mój były chłopak, odpychając mnie. Na szczęście upadłam na miękkie łóżko. Zamaskowany chłopak rzucił się na Louisa. Pierwsze, drugie, trzecie uderzenie i mój były upadł na kolana, cały zakrwawiony. I to ma być facet?! Co ja w nim widziałam? Westchnęłam ciężko, czując za sobą obecność, tej taniej dziwki, która prawie współżyła z moim byłym. Tandeta.  
               - Laura, idziemy! - chwila to on zna moje imię? Zdziwiona spojrzałam się na czarnowłosego mężczyznę. Ten nie widząc u mnie żadnej reakcji, złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia. - Też sobie chłopaka znalazłaś... Już małpa byłaby lepsza - warknął w moją stronę. Prawdę mówiąc nie wiem jak mam się zachować w jego towarzystwie. Mam jakoś odpowiedzieć czy po prostu zamilknąć? Przegryzłam delikatnie dolną wargę. 
                - To był mój narzeczony... - wymamrotałam. 
                - Nie masz nosa do facetów - odparł, nawet na mnie nie spoglądając. Może nie powinnam się interesować, ale ciekawi mnie kto kryje się za tą czarną maską. Czy on jest jakoś powiązany z Louisem? Bardzo prawdopodobne, ponieważ do niego wpadł. A może Louis ma jakieś długi, a ten facet to członek jakieś mafii? Ale gdyby tak było to czy pomógłby mi? - Nie myśl tyle, bo ci głowa pęknie. Poza tym nie musisz poświęcać swoich myśli mojej osobie, ponieważ to za wcześnie. Preferuję najpierw poznanie się, a potem wzdychanie do siebie. No chyba, że jesteś szybka - zaśmiał się cicho. Czy on właśnie...? Szybkim i gwałtownym ruchem wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku. Dlaczego ja wcześniej tego nie zrobiłam? Zażenowana spuściłam głowę w duł. 
              - Ja... nie... to nie tak... - chciałam odpowiedzieć na jego wypowiedź jakoś sensownie, ale nic nie poszło tak jak bym chciała. 
              - Jesteś bardzo urocza - zaśmiał się po raz kolejny. W nagłym przypływie odwagi spojrzałam się w jego oczy, które wydały się dla mnie bardzo ładne i tajemnicze, ale również znajome. Znam je? Mężczyzna bez żadnego ostrzeżenia przybliżył swoją twarz do mojej. Dzieliło nam tylko kilka centymetrów. Szybkim ruchem odsunęłam się od niego, potykając się o kamień leżący centralnie za mną. Gdy byłam naszykowana na twarde lądowanie, moją talię objęły silne ramiona. Kiedy zdałam sobie sprawę kto mnie trzyma miałam ochotę zapaść się pod ziemię. - Aż tak cię powalam? - zapytał ze śmiechem. Nawet śmiech brzmi tak bardzo znajomo! 
               - Kim jesteś? - spytałam, patrząc w prost w jego ciemne oczy. 
               - A czy to takie ważne? Ja znam ciebie i całe twoje życie, a moje dane powinny, na razie, zostać przed tobą ukryte. Ale wiesz co nigdy nie pomyślałem, że będę trzymać tak przyjemny ciężar w moich ramionach. Wiesz przeważnie to muzę się nacieszyć tylko twoim widokiem, a teraz? Mam cię w ramionach, a co więcej nie mam wcale ochoty cię z nich puszczać - rzekł, cały czas patrząc prosto w moje oczy. Nie wiedziałam co mam zrobić, ale ten głos, te piękne oczy... to wszystko źle na mnie działa. Czuję jak moje serce zaczyna szybciej pracować, a w podbrzuszu czuję bardzo dziwny uścisk. Co to wszystko znaczy?! 
               - Puść mnie! - pisnęłam, próbując się wyrwać. Mimo, że dobrze czułam się w jego ramionach... nie mogę! Nie znam go i po jego wyglądzie mogę stwierdzić, że nie jest grzecznym chłopcem! A ja kończę z typowymi bad chłopcami! Mężczyzna nie chętnie wykonał moje polecenie. Odetchnęłam z ulgą, gdy poczułam grunt pod nogami. 
               - To... może odprowadzić cię do domu? Wiesz jest ciemno i nie wiadomo co może się stać! Jednak wiesz co? Nawet jeśli mi odmówisz i tak pójdę za tobą, jak robię to od kilku lat...  - powiedział, ruszając w kierunku mojego domu. Westchnęłam ciężko, drepcząc za czarnowłosym mężczyzną. Mimo, iż mi pomógł czuję do niego wielki dystans, który za pewnie jest spowodowany jego wyznaniami. Jednak po część czuję do niego wdzięczność i lekkie zainteresowanie. Tak, jestem zainteresowana jego osobą, ale to przez to, że czuję się jakbym go znała! Nie moja wina! Chociaż ciekawi mnie skąd u mnie takie przeczucie. Może kiedyś widziałam kogoś podobnego z oczu, albo słyszałam gdzieś jego głos. Mimowolnie spojrzałam na plecy idącego przede mną mężczyzny. Muszę przyznać, że jego sylwetka jest bardzo imponująca. Nie jest przesadnie umięśniony, widać, że sam pracował na swoje mięśnie, bez żadnych zbędnych wspomagaczy. Lubię wysportowanych mężczyzn - dlatego zwróciłam uwagę na Lou. Mój były jest jednym z najlepszych piłkarzy w Nowym Jorku. Zawsze, gdy u niego nocowałam, przytulałam się do niego najmocniej jak tylko mogłam. Uważam, że jak mężczyzna ma mięśnie można czuć się przy nim bezpiecznie. 
                 - Mówiłem, byś nie zadręczała tej swojej pięknej główki - nawet nie zauważyłam, że te tajemnicze ciemne oczy są wpatrzone w moją osobę. Zdezorientowana spojrzałam na mojego rozmówce. 
                 - Jak w ogóle mam się do ciebie zwracać? - zignorowałam jego komentarz. Nie widziałam potrzeby, aby na niego odpowiadać. Jednak widziałam jak mężczyzna na moje pytanie mruży oczy, co oznaczało, że się uśmiecha. 
                 - Mów mi: Gukkie. Wystarczy mi to - odpowiedział, ruszając dalej. "Gukkie" od czego to niby zdrobnienie? Warknęłam cicho, wywracając oczami. Nie obraziłabym się, gdyby podał swoje imię i nazwisko. Naprawdę to takie trudne? 
                 - Od czego to zdrobnienie? 
                 - Od mojego imienia. Tylko wiesz to druga jego część - nagle mężczyzna się zatrzymał i spojrzał na blok, w którym mieszkałam. Okolica może nie była jakoś specjalnie bezpieczna, ale kupiłam to mieszkanie tylko dlatego, że lubię dreszczyk emocji. Nie należę to spokojnych osób, więc takie miejsce daje mi również komfort do imprez i wielu innych rzeczy. Bez zbędnego pożegnania, weszłam do klatki chodowej. Może to nie było kulturalne, ale jestem naprawdę mocno zmęczona tym dniem. Jedyne co pragnę to ciepła kąpiel i spanie.             

piątek, 27 maja 2016

하나, 둘, 셋 (jeden, dwa, trzy) - Rozdział 6

A/N: Więc... no siema! xD
Znowu długa nieobecność xD Wybaczcie :D
Rozdział niezbyt długi ale również nie przesadnie krótki... taki średni (808 słów) :D
No nic miłego czytania 8D




Rozdział 6


             Po tym incydencie w toalecie, postanowiliśmy, że dowiemy się wszystkiego na temat tego całego gangu, którego niestety znam. Za to Mia stwierdziła, iż tego czynu dokonał nasz sąsiad, ponieważ podrywał ją ostatnio. Poza tym czemu oskarża tylko go jak podrywa ją połowa naszej uczelni? Nigdy chyba jej do końca nie zrozumiem. W każdym bądź razie przeszukaliśmy całe mieszkanie i co odkryliśmy? A więc kamer było o wiele więcej. Co dziwne tylko w sypialni Mii było ich tylko dwie. U mnie cały pokój był nagrywany, co do jednego milimetra. Prawdę mówiąc nie przeraża mnie to, ponieważ to było wiadome. Za to Mia zachowuję się co najmniej dziwnie. Co chwila rozgląda się niczym nadpobudliwe zwierzątko co z jednej strony jest bardzo urocze. 
              - Dae, a jeśli to ten gang? - spytała, patrząc prosto w moje oczy. Westchnąłem ciężko. 
              - Nie martw się. Nie dam cię skrzywdzić - posłałem jej lekki uśmiech. - Jednakże musimy dowiedzieć się kto to zrobił i po co. Co ty na to aby pobawić się w detektywów? - poczochrałem jej włosy. Na co warknęła, uderzając mnie w ramię. 
               - Głupi jesteś. A to ja czytam jikooka! - powiedziała ze śmiechem. Prawdę mówiąc, nawet nie wiem co to takiego jest, ale skoro według niej to dziwne to się zgadzam. 
               - Nie wnikam. Słuchaj, nie masz co się bać. Poza tym niedługo ma przyjechać ten twój przyjaciel -  rzekłem, wstając z kanapy. Czułem ogarniające mnie zmęczenie. Nie wyspałem się zbytnio, do tego jeszcze ten tres. Jednak poradzę sobie z tym. Poza tym nie powinienem martwić Mii moim stanem zdrowotnym, bo bidulka po tym wszystkim by padła. Co jak co, ale tego nie chcę. Z lekkim uśmiechem na ustach, rzuciłem się na łóżko. Mimo wszystko muszę odpocząć, chociaż minutkę. Przymknąłem oczy, wtulając się w poduszkę. Nie wiele mi trzeba było czasu, aby zasnąć. 

             Leżę wtulony w jakieś ciepłe ciało. Jest mi tak przyjemnie, że nie chcę wstawiać. Nie chcę, aby to wszystko znikało. 
             - Kochanie, pora wstawać - usłyszałem, lekko zachrypnięty, męski głos. Niechętnie otworzyłem oczy. Uniosłem delikatnie głowę, a moim oczom ukazały się te pamiętne, śliczne oczęta. Zdziwiony chciałem coś powiedzieć, lecz jego ciepłe wargi mi w tym przeszkodziły. Nie potrafiłem się powstrzymać i oddałem się tej rozkoszy. Przymknąłem lekko oczy. Nie chciałem przerywać tej chwili, ale wszystkie złe wspomnienia uderzyły we mnie. Szybko odskoczyłem od chłopaka. Jae spojrzał się na mnie zaszokowany. - Coś się stało, karbie? - spytał patrząc prosto w moje oczy. 
            - Co się tutaj dzieję? - warknąłem na chłopaka, który tylko zmarszczył czoło. 
            - Znowu wróciły ci bóle głowy? Może powinniśmy udać się z tym do lekarza? Wiesz zaczyna mnie to martwić - rzucił wstając z łóżka. Gdy zobaczyłem chłopaka bardzo blisko mojej osoby, cofnąłem się o parę kroków. 
            - Wyjdź stąd! - krzyknąłem, uderzając chłopaka prosto w klatkę piersiową. Nie chcę go widzieć po tym wszystkim! Nagle w drzwiach pojawiła się Mia, z jakimś dzieckiem na ręku. 
            - Co się stało? Obudziliście Mika! - naskoczyła na nas. Co się tutaj dzieję?! Jakiego Mika?! Załamany i skołowany złapałem się za głowę. Mój wzrok leciał od Mii do Younga i tak w kółko. Czy to mój sen? 
            - Kto to Mike? - zapytałem, spoglądając na dziewczynę. Nagle jej wyraz twarzy diametralnie się zmienił ze złoć w zaszokowanie. 
            - Daehyunnie, czy ty się dobrze czujesz? Przecież Mike to dziecko Laury! - pisnęła szatynka. Dziecko Laury? To Laura ma dziecko?! Nagle wszytko zaczęło wokół wirować. 

            Nagle poczułem, przeszywające zimno. Gwałtownie otworzyłem oczy. Po chwili tego żałując, ponieważ poraziły mnie promienie słoneczne. Dlaczego nawiedził mnie akurat ten sen? Albo co on oznaczał?   
            - Za niecałe osiem godzin przyleć Luke! - zmarszczyłem brwi słysząc nagły krzyk mojej przyjaciółki. Ten Luke musiał być bardzo ważny, skoro tak zdziera głos. Mimo woli zaśmiałem się do swoich myśli. Nagle drzwi do mojego pokoju otworzyły się z hukiem. 
            - Wstawaj, leniu! Niedługo przyjecie mój przyszły chłopak! - krzyknęła rzucając we mnie jakoś szmatą. Przyszły chłopak? Oj Mia bierze się za podryw. 
            - Przyszły chłopak? A co jak ma dziewczynę?  - spytałem rozbawiony. 
            - Niedługo zobaczysz - odrzekła, uśmiechając się dziwacznie. Oh czyżby Mia miała plam na zarywanie do chłopaka? Biedaczek. Nie odezwałem się do dziewczyny, tylko wstałem z łóżka. Szatynka, tylko dziwnie poruszyła brwiami i wyszła z mojego pokoju. 
            - Muszę upiec ciastka! - mimowolnie zaśmiałem się z pisku przyjaciółki. Coś czuję, że ten chłopak poro zmieni w naszym życiu- tylko nie wiem czy na dobre czy na źle. Westchnąłem ciężko zakładając na siebie spodnie. Nie chciało mi się zakładać koszulki, dlatego od razu zszedłem na dół. Wszedłem do kuchni a tam co ujrzałem... GOTUJĄCĄ MIĘ! Poniekąd mówiła, że idzie zrobić ciastka, ale u niej to znaczy kupić je w sklepie. Niech ten chłopak częściej przyjeżdża! Dlaczego? Bo Mia genialnie gotuję i rzadko to robi! Ten cały Luke stał się właśnie moim idolem! Już chłopaka lubię!                
                   

wtorek, 10 maja 2016

하나, 둘, 셋 (jeden, dwa, trzy) - Rozdział 5

A/n: Co by tu powiedzieć? Przepraszać przepraszałam... Cóż chyba to na tyle xD
Żarcik~xD
Zaczynimy od początku tego co chciałam wam powiedzieć:
1. Według moich obliczeń i planów (jak to brzmi xD Nie bójcie się :D) to opowiadanie będzie miało około 20 rozdziałów, bądź trochę mniej... znaczy jeśli nie brać tych takich dodatkowych xD
2. Chcecie rozdział z perspektywy Younga? Bo mam napisany taki, ale jeśli nie chcecie to nie dodam go :P
3. Jeśli chodzi o te pytania do bohaterów (nie wiem czy wiecie, bo na blogosferze nie pisałam o tym xD) tutaj możecie, pod rozdziałem zostawić pytania do wszystkich bohaterów opowiadania, a także do mnie xD
4. Błagam nie zabijcie mnie, ale rozdziały nie wiem czy dam radę dodawać regularnie... wiecie nowa szkoła i te sprawy xD (podania muszę składać, kupić to i owo, więc... )
5. Przepraszam za tak krótki rozdział xD ( tylko 854 słów)





하나, 둘, 셋 (jeden, dwa, trzy) - Rozdział 5



                - Daehyunnie, wstawaj! No co za idiota... Rusz tą dupę, w tej chwili! - Poczułem mocne szarpnięcie. Podniosłem swoją obolałą głowę ze stołu. - No wstałeś! 
                - Wszystko mnie boli! - wymruczałem pod nosem. Westchnąłem ciężko, patrząc na swoją rozmówczynię. Nie wygląda zbyt dobrze. Jednak nie mam siły, aby ją o tym informować. Dzisiaj nie jestem w dobrym humorze, więc nie ma co na mnie liczyć. Jedyne co chcę to obudzić się z tego koszmaru. 
                 - Trzeba było nie pić i... spać w łóżku. Słuchaj mam pytanie, ale odpowiedz na nie szczerze, okej? - skinąłem głową na znak zgody. Jak ta kobieta ma jakieś pytanie... ta, można się wszystkiego spodziewać. Ostatnio jak miała jakieś pytanie do mnie to chodziło o jakieś operacje plastyczne. Szczerze to nawet nie pamiętam jak je nazwała. Tak czy siak jej pytania zazwyczaj są bezsensowne i.. szczerze to głupie. - Czy.. nie inaczej... co się wczoraj działo? Wiem, że to dziwnie brzmi, ale ja niczego nie pamiętam. A do tego, czuję się jakby to było coś ważnego. Nie wiem czemu, ale odkąd wstałam moje serce bije bardzo szybko, jest mi gorąco i czuję się jakbym chciała wymiotować, ale nie chce. Rozumiesz, prawda? Poza tym śnił mi się Junhong... a to coś znaczy.. chyba... -  powiedziała, patrząc na mnie ze łzami w oczach. Prawdę mówiąc nie wiem co się działo. jedyne co pamiętam to JaeJae, ale jej tego nie powiem. Nie wiem jak. Westchnąłem ciężko, spoglądając na porozwalane na blacie butelki po wódce. 
                   - Nie wiem. Też nie wiele pamiętam. Jednak nie tylko ciebie dręczy wczorajszy dzień. Tylko spójrz jak wyglądamy. - zaśmiałem się cicho. Mia już nic nie odpowiedziała tylko walnęła mnie w tył głowy, mówiąc, iż idzie się ogarnąć. Zaśmiałem się cicho. Ta kobieta nie zachowuje się normalnie. Westchnąłem ciężko, wstając z jakże nie wygodnego krzesła. I pomyśleć, że spędziłem na nim całą noc! Dziwne, że nie czuję bólu kręgosłupa. 
                  - Ty żyjesz! - usłyszałem krzyk Laury, która w gminu oka znalazła się obok mnie. 
                  - Czemu miałbym nie żyć? - spytałem rozbawiony. 
                  - Nie pamiętasz? - spojrzała na mnie ze zdziwieniem wypisanym na twarzy. - Serio? Nic a nic? Ok... więc ci wytłumaczę o co mi chodzi. Wczoraj tak się najebałeś, że zacząłeś zwierzać się ścianie. Co było całkiem zabawne.. - zaśmiała się głośno, klaszcząc w ręce. 
                  - Do rzeczy. - rozkazałem, tracąc cierpliwość. 
                  - Haha, już. Właściwie to tylko zrobiłeś z siebie idiotę, przed... właściwie to nie znam gostka, ale nieważne! Zacząłeś coś do niego gadać, że go kochasz, ale równocześnie nienawidzisz tego co ci zrobił. Nie wiele wiem o co ci wtedy chodziło, ale nie wnikałam tylko cię śledziłam dalej! On cię za to wszystko przeprosił a ty na to, że jest za późno i, że w twoich snach on jest zdecydowanie lepszy niż w prawdziwym życiu. A gdy mieliście się pocałować... BUM! zwymiotowałeś mu na buty! Haha, jesteś takim przegrywem. - na koniec opowieść dziewczyna wybuchła śmiechem. Przez moment nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje, lecz nagle wydarzenia z wczorajszej nocy uderzyły we mnie. Widziałem... ba nawet czułem to wszystko na mojej skórze. Jego delikatne, z lekka kobiece dłonie na moim ciele. Łzy w jego czekoladowych oczach. Czy ja naprawdę miałem aż taką odwagę, by do niego iść? O matulu, przecież upokorzyłem się na oczach wielu ludzi (w tym Laury, która będzie mnie dręczyć tym do końca dni)! Jak ja mogłem to zrobić?! Powinienem czasem nad sobą panować! 
                  - Lura, stało się oś jeszcze? Coś co jest istotne... no nie wiem: mówił coś do mnie ważnego! - złapałem przyjaciółkę za rękę. 
                  - Szczerze? Niekoniecznie pamiętam co on mówił. Ale chyba to było dla ciebie ważne, ponieważ zacząłeś się do niego przytulać. Jednak... nie zwróciłam na to uwagi - rzekła, wyrywając dłoń z mojego uścisku. Co ja najlepszego narobiłem?! Jestem debilem! A co jak on wie gdzie mieszkam?! Chwila, przecież gdyby chciał tą informacje już by wiedział o tym dawno. Mimo wszystko bardziej przeraża mnie myśl o tym, że może coś zrobić dziewczyną. Znaczy Laurę może sobie wsiąść (bo za dużo wie), ale niech Mię zostawi w spokoju! 
                   - A! Pomocy! - nagle do moich uszu dotarł przeraźliwy krzyk. Nie zaważając na nic pobiegłem do łazienki, w której aktualnie znajduję się moja przyjaciółka. Otworzyłem (a raczej wyłamałem drzwi) ciężarem swojego ciała. Mia stała w kącie z podniesioną głową. Podszedłem do niej od tyłu i ułożyłem swoją rękę na jej ramieniu. Dziewczynę przeszedł dreszcz. Spojrzałem się na jej przerażoną twarz. - Spójrz... - wymruczała, pokazując palcem na sufit. Podniosłem nieco głowę, a mój wzrok padł na kamerę. Co?! 
                   - Co do cholery?! - warknąłem, wywalając z koza na pranie brudne ciuchy. Po chwili przewróciłem przedmiot, aby mieć łatwiejszy dostęp do obcego przedmiotu. Gdy byłem w stanie dosięgnąć ręką przedmiotu uderzyłem go pięścią dwa razy. Urządzenie złamało się na kilkaset drobnych kawałeczków. Wiedziałem czyja to była własność, a może raczej podejrzewałem? Aish... za dużo atrakcji jak na jeden dzień. Zdecydowanie za dużo... Mia nic nie powiedziała tylko wtuliła swoje drobne ciało we mnie. Czułem jak jej łzy moczą moją koszulkę, lecz nie wiedziałem co mam zrobić. Zwyczajnie się przestraszyła. Westchnąłem ciężko przytulając dziewczynę. Czy to nasz koniec?            

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Informacja

A/n: Przeprasza za moją długą nieobecność, ale miałam wiele różnych problemów. Przede wszystkim dużo nauki (egzamin gimnazjalny) a do tego śmierć dziadka... dlatego nie było rozdziała przez tak długi czas i prawdę mówiąc nie wiem kiedy się pojawi. 

Jeszcze raz przepraszam. 

piątek, 18 marca 2016

하나, 둘, 셋 (jeden, dwa, trzy) - Rozdział 4

A/n: Przepraszam za moją nieobecność, ale w szkole mam teraz urwanie głowy naprawdę nauczycieli pojebało do reszty... :( No cóż przynajmniej wstawiam rozdział...! xD Który ma tylko 2361 słów... i jest beznadziejny, ale na to proszę o przymknięcie oka :D





Rozdział 4



29.01.2016, Nowy Jork Stany Zjednoczone




                    Ze znudzeniem obserwowałem przechodzące, śliniące się na mój widok dziewczyny. Nie, że mi to przeszkadza, ale to trochę dziwne. Nawet bardzo. Rozumiem bycie cichą wielbicielką, co więcej nawet chciałbym taką mieć, lecz nie na pętku takich. To chore! Westchnąłem ciężko, opierając się o oparcie. Ciekawi mnie jak długo jeszcze będą się za mną uganiać. Jak to Mia nazwała - Daehyunmania musi dopiec końca! Zgadzam się z tym przesłaniem, ale nie z nazwą. Nawet się o to kłóciliśmy! Jednak i tak wygrała. Jeszcze nigdy nie widziałem tak upartej istoty jaką jest ona! Dosłownie diabeł wcielony! 
                     - Jung Daehyunnie! Nie zgadniesz czego się dowiedziałam! - Moje przemyślenia przerwał krzyk szatynki. Westchnąłem ciężko, spoglądając na nią kątem oka. Uwielbiam ją, ale jej "odkrycia" zazwyczaj źle się kończą. Raz przez to wylądowaliśmy na komisariacie! No cóż przynajmniej było śmiesznie. 
                      - Co znowu wymyśliłaś? - spytałem, wpatrując się w ścianę. Nie wiem czemu, ale mam złe przeczucia. 
                       - Jakiś gang jest w naszym mieście i to naprawdę niebezpieczny! Mówili o tym w telewizji! - pisnęła, ręką odgarniając włosy do tyłu. Gang? Co oni w tej telewizji nie wymyślą? Może niedługo będą szpiegować nas jako obywateli albo zaczną wymyślać jakieś morderstwa jak robili to niecałe pięć miesięcy temu. Po prostu skończyły im się tematy. Ostatnio też coś pisało o tym, że Obama należy do jakieś sekty, a kiedy indziej pisali, że miał być księdzem. 
                       - Mia, nawet jeśli mieszkałby tutaj jakiś gang to zapewne nie dotknęliby cię. A nawet gdyby to szybko by cię zwrócili. - mruknąłem, odwracając się przodem do dziewczyny, która nad czymś myślała. Co ja mam z tą kobietą?! 
                        - Czy ty właśnie powiedziałeś, że jestem nie do wytrzymania, ty baranie! - krzyknęła, waląc mnie w ramie. Mimowolnie się zaśmiałem. Może miałem dzisiaj zły humor, ale ona bardzo szybko, nieświadomie potrafi mi go poprawić. Szybkim ruchem złapałem Mię za nadgarstki. Jasnooka wybuchła śmiechem spoglądając w bok. Popatrzyłem na dziewczynę zdezorientowany. - Oj chyba twoje adoratorki mnie nie lubią. - wysapała, siadając obok mnie. Mentalnie wywróciłem oczami na jej słowa. To jest jedną z rzeczy, które dają mi do myślenia. Niemal cały czas Mia trzyma się słów, że mnie kocha, ale nie jest o mnie zazdrosna. To dziwne, ponieważ o ukochaną osobę powinno się być zazdrosnym! Chyba, że dobrze udaje, bądź chce sobie to wmówić, aby zapomnieć o Junhongu. Tak, słyszałem o nim od Laury. Bo przecież Mia nic nigdy ważnego nie powie!
                        - Mia! Mia! - krzyk dziewczyny odbił się echem po prawie pustym korytarzu, Zdziwiony spojrzałem w stronę biegnącej w naszą stronę blondynki. Wyglądała jakby zobaczyła ducha!
                        - Coś się stało? - spytała przejęta szatynka. Sad chwile milczała próbując uspokoić oddech.
                        - Luke wraca! - pisnęła po chwili ciszy niebieskooka, Kto to Luke? Nagle na ustach Mii pojawił się szeroki, szczery uśmiech. Widziałem jej oczach wesołe iskierki, które pod wpływem łez błyszczały sto razy bardziej. Może nie wiem kim jest ten koleś, ale biorąc pod uwagę reakcję mojej przyjaciółki śmiało mogę stwierdzić, że jest dla niej bardzo ważny.
                        - Naprawdę? - szatynka, przegryzła dolną wargę, powstrzymując tym łzy.
                        - Tak właśnie Aron dzwonił! Jednak... może nie powinnam tego mówić teraz? Wiesz egzaminy. - westchnęła blondynka.
                        - Nie, nie dałaś mi motywację, aby jak najlepiej napisać! Kiedy wrócić, chce mieć się czym pochwalić! - rzekła Gillies. Mimowolnie zaśmiałem się. Kocham w jaki sposób chce stać się lepsza - chociaż czasem to jest bardzo przerażające! Jednak kocham ją za to że dodaje mojemu życiu smaczku.
                        - Kim tak w ogóle jest ten cały Luke? - spytałem rozbawiony. Nagle dziewczyny spojrzały w moją stronę z niemałym zdziwieniem. - No co? Nic o nim nie wspominaliście! - dodałem na obronę. Ich wzrok peszył. Poza tym to nie moja wina, że są zapominalskie!
                        - Luke to tak jakby były chłop... - nagle Mia uderzyła blondynkę w tył głowy. Na co się zaśmiałem krótko. - kolega Mii. - poprawiła się, rozmasowując tył głowy. Wiem jak to jest oberwać od takiej Mii Gilles i nie życzę tego nikomu! Dosłownie jakby walną cię jakiś John Cena czy coś w tym stylu.

                        - Śpiąc głęboko w moim sercu, Pozwalasz mi oddychać. Tak głęboko w moich wspomnieniach, - czułem jak moje serce przyśpiesza, a mój oddech staje się płytki. Kątem oka spojrzałem na przyjaciółki, które zawrzecie o czymś dyskutowali. Zacząłem rozglądać się po sali, aby ujrzeć kto śmiał puścić tą piosenkę. Błagam wyłączcie to! Przymknąłem oczy czując zbierające się w nich łzy. - Zabierasz mój ból i westchnienie zamieniasz w łzy. - zatkałem rękami uszy, aby nie słyszeć słowa więcej. Błagam...



*Mia*


                         - Daehyunnie! - krzyknęłam, widząc osuwającego się na podłogę chłopaka. Złapałam bruneta w ostatniej chwili. Delikatnie szarpnęłam jego ramieniem, bez rezultatu. Mój wzrok powędrował na jego dłonie, w których trzymał jakiś naszyjnik. Zdziwiona spojrzał na jego niespokojną twarz. Nagle poczułam na ramieniu rękę przyjaciółki. 
                         - Idę po higienistkę! - powiedziała, odbiegając od nas. Wzięłam do ręki przedmiot znajdujący się w dłoń chłopaka. Przedmiot jest zrobiony ze złota i jest w kształcicie serca. Na nim jest wygrawerowany napis "DaeJae". Kątem oka zauważyłam dwie sylwetki. Obserwowali nas. Czułam się dziwnie,.. taka niespokojna. Chłopacy nie odeszli, widząc moje spojrzenie skierowane w ich stronę. Westchnęłam ciężko, przenosząc wzrok na twarz chłopaka, która w tej chwili wyrażała ból. 
                          - Tam, proszę pani! - usłyszałam krzyk Laury. Moim oczom ukazała się moja przyjaciółka i szaro-włosa kobieta z dużymi okularami na nosie - pani Lopez, Mój wzrok znowu powędrował w stronę obserwujących nas chłopaków. Tym razem mogłam dojrzeć ich twarze, ponieważ podeszli do nas na kilka kroków. Dziwne, nigdy w życiu ich nie widziałam. Jeden z nich miał rude lekko lokowane włosy, zaś drugi czarne niczym słoma. Rudowłosy wyglądał jakby miał zaraz zemdleć. Był blady jak ściana! Z jego oczu bije przerażenie i zmartwienie. Czy on i Dae znają się? Chyba nie, ponieważ Jung niemal od razu by nam powiedział! Za to czarnowłosy wyglądał jakby zaraz miał uciekać. Może to ten gang? Chociaż zapewne nie. Westchnęłam ciężko, patrząc na Hyuna. Nie wyglądał najlepiej. Może to ma związek z piosenką, która leciała niedawno w głośnikach szkolnych? 
                         - Nic mu nie będzie to tylko lekkie zauroczenie. Jednak i tak muszę go zabrać do pokoju, aby odpoczął, za to wy marsz na egzamin! - rzekła pielęgniarka. Takie kobiety powinny być zakazane! Jak niby mam skupić się na egzaminie, gdy mój przyjaciel jest ledwo przy życiu... dobra może trochę przesadzam, ale to jest mój przyjaciel do cholery! Już miałam zamiar coś powiedzieć tej babie, lecz Laura powstrzymała mnie odciągając od pielęgniarki.
                          - Zgłupiałaś?! - krzyknęła szeptem.
                          - To nasz przyjaciel powinniśmy być przy nim! - warknęłam, odwracając się w stronę baby, ale jej nie było... Dae również. Jak oni..? Mimowolnie spojrzałam w drugą stronę korytarza, w której przed chwilą stali dwaj chłopacy. Nie było ich. Co się tutaj dzieję?!
                           - Ej... Mia, gzie oni się podziali? - spytała zdziwiona Sad. Nie odpowiedziałam jej, tylko zaczęłam bieg w stronę gabinetu higienistki. Weszłam do środka. Nikogo nie było.


*Daehyun*


                          Obudziłem się cały obolały. Nawet mięśnie, o których pojęcia nie miałem mnie bolą! Westchnąłem ciężko podnosząc się do pozycji siedzącej. Chwila! Gdzie ja jestem?! Gabinety pielęgniarki tak zdecydowanie nie wygląda, a tym bardziej moje mieszkanie! Zdziwiony spojrzałem na moją komórkę, która leżała na szafeczce obok. Aish, rozładowany! Odłożyłem telefon tam gdzie leżał i postanowiłem wstać i sprawdzić, gdzie się znajduję. Choć z tego co widzę to w jakimś hotelu, a skąd tak sądzie? Ponieważ na kołdrze jest logo jednego z najlepszych hoteli w całym Nowym Jorku!
                            - Daehyunnie, znalazłam cię! - mimowolnie spojrzałem w stronę osoby mówiącej. Przed moimi oczami stała uśmiechnięta od ucha do ucha Mia. W jej oczach zobaczyłem nienaturalne iskierki, może to od słońca wpadającego przez okno? Chociaż nie, ona nie umie się aż tak cieszyć, ani uśmiechać tak szeroko! Czy ona ćpała coś?! W trybie natychmiastowym wstałem z łóżka i podszedłem do rozanielonej Mii.    
                            - Mia, co ci się stało? - spytałem przerażony, przytulając szatynkę do swojej klatki piersiowej. Boże co ona zrobiła?!
                            - Nic, tylko troszkę hormony mi buzują! - wybuchła śmiechem. - Śmierdzisz~! - pisnęła, odpychając mnie.
                            - Usiądź... proszę! - powiedziałem, ciągnąc dziewczynę w stronę dużego, miękkiego łoza. Kiedy moja przyjaciółka zaciekawiła się oświetlaniem, wyszedłem z pokoju. Może to nie odpowiedzialne, ale muszę się dowiedzieć co się właściwie działo, gdy byłem nieprzytomny! Nagle usłyszałem szum wody, czyli ten człowiek, który (mam nadzieję) jest w stanie mi powiedzieć co się stało jest w łazience? Dobra. Usiadłem pod ścianą i czekałem. Westchnąłem ciężko, wpatrując się w sufit, który był w kolorze zboża. Pamiętam jak byłem dzieckiem i razem z tatą bawiliśmy się w chowanego w zbożu, bądź w pszenicy. Muszę przyznać, że nigdy nie potrafiłem znaleźć ojca w tych badylach! Za to on nie miał z tym najmniejszego problemu. Pamiętam zawsze jak wracaliśmy do domu cali w kurzu lub czymś ubrudzeń mama, wyrzucała nas na dwór się umyć, a skoro nie chciało nam się iść do najbliższej stacji benzynowej (która mieściła się zaledwie kilometr od naszego domu), myliśmy się w ogrodzie przy pomocy węża ogrodowego. Chciałbym wrócić do tamtych czasów, albo chociaż odwiedzić rodziców. Szkoda, że to nie jest takie łatwe. Nagle drzwi od łazienki otworzyły się z wielkim hukiem. Nie patrząc na osobę, która przerwała moje myśli, wstałem z podłogi. Gdy już byłem na nogach, spojrzałem na chłopaka. Właśnie pożałowałem wstania z zimnej podłogi.
                            - Hyunnie, odnalazłem cię! - pisnął, półnagi chłopak. Czułem jak robi mi się słabo od jego głosu, wyglądu. Nic się nie zmienił! - Po tylu latach! 
                            - Tylko nie ty, błagam! - szepnąłem, łapiąc się za głowę. Dlaczego po mimo bólu jakiego mi zadał cieszę się z jego powrotu? Dlaczego mam ochotę znowu poczuć jego bliskość?! Poczułem jak do moich oczu napływają łzy.
                           - Nie płacz, kochanie! - rzekł rzucając mi się na szyję. Czułem jak moje serce przyśpiesza swój rytm. Odepchnąłem od siebie swój koszmar i poszedłem do pokoju, w którym znajdowała się szatynka. Bez żadnych zbędnych słów, wziąłem dziewczynę na ręce i ruszyłem do wyjścia  z hotelu. Mimo na wołań mojego niegdyś porywacza, wyszedłem z budynku. Nie wiem czemu, ale z moich oczu poleciały łzy, a w środku czułem się pusty niczym lalka. Jak udało mu się mnie odnaleźć? Czemu nie dał sobie spokoju?! Mimowolnie wtuliłem w siebie śpiącą przyjaciółkę. Co się ze mną dzieję?!
                            - Junhong... Junhong... - spojrzałem na spokojną twarz szatynki, która mamrotała pod nosem imię byłego chłopaka. Naprawdę musiała go kochać. Wzdycham ciężko, idąc przed siebie. Nagle poczułem na nosie coś mokrego. Delikatnie uniosłem głowę do góry, patrząc na zachmurzone niebo. Czy anioły też niczym ja chcą płakać? Czy one też zostały skrzywdzone? Nagle poczułem jak Gillies zaciska swoją rękę na moim podkoszulku. Nie czułem zimna, mimo tego, iż pogoda nie była zadowalająca. Jednak.. cieszę się na ten deszcz, ponieważ idealnie opisuję moje samopoczucie. Westchnąłem ciężko przyśpieszając trochę swój krok. Nie chce by Mia zmarzła, a co gorsza zachorowała. Nie ma takiej mowy! Gdy byłem już pod blokiem akademika, zatrzymałem się. Czy powianiem pokazać się w takim stanie przed Laurą? Która w każdy poniedziałek siedzi u nas. Raz kozie śmierć... wszedłem do środka z dziewczyną na rękach. W tamtej chwili dziękowałem w Bogu, że mieszamy na parterze. Podszedłem pod drzwi naszego pokoju i odtworzyłem drzwi łokciem. Niemal od razu podbiegła do nas blondynka ze łzami w oczach.
                          - Dae, żyjesz! Jak się cieszę! - pisnęła, podskakując w miejscu. Mimowolnie na moich ustach pojawił się delikatny, praktycznie niewidoczny uśmiech. - Co z nią się stało?! - spytała, pokazując palcem na szatynkę.
                          - Nie mam bladego pojęcia. Niedługo powinna się obudzić. - oznajmiłem, wchodząc w głąb salonu, dziewczynę kładąc na sofę. Przymknąłem na chwilę oczy, czując ból głowy. To był naprawdę ciężki dzień. Westchnąłem ciężko, kierując się w stronę kuchni. Mam ochotę wypić coś z wieloma procentami, aby zapomnieć.Gdy w ręku trzymałem upragnioną butelki alkoholu, zasiadłem do stołu.
                         - Nie zamierzasz pić, prawda? - spojrzałem się smutnym wzrokiem na Laurę, która z niepokojem wpatrywała się we mnie. Nie odpowiedziałem, tylko nalałem sobie trochę płynu do literatki. Przymknąłem oczy, delektując się gorzkim smakiem. Nie czułem się dobrze, łamiąc obietnicę złożoną ojcu, lecz nie mam wyjścia! Chce zapomnieć, zatracić się w swoim świecie, do którego nikogo nie wpuszczę! - Daehyunnie, co cię trapi? - spytała łagodnym głosem dziewczyna. Niemal od razu przed oczami widziałem jego twarz. Te brązowe oczy... malinowe usta, wyginające się w asymetrycznym uśmiechu. Aish czemu o nim myślę?!
                        - Chce być sam. Przepraszam cię. - mruknąłem, dolewając sobie trunku.
                        - Na pewno? Mogę ci potowarzyszyć, nie będzie z tym problemu. - zaproponowała, posyłając w moją stronę łagodny uśmiech. Westchnąłem ciężko, patrząc dziewczynie prosto w oczy.
                        - Nie. Muszę sam sobie z tym poradzić, poza tym nie dasz rady mi pomóc z tą sprawą. - odparłem, wlewając w siebie kolejne procenty. Usłyszałem szmer zamykających się za blondynką drzwi. Może nie potraktowałem jej za miło, ale naprawdę sobie z tym poradzę... chyba. Odchyliłem głowę do tyłu, czując w gardle nieprzyjemne pieczenie. Nie przejąłem się tym zbytnio.


-------

                         Westchnąłem cicho, czując jego zimne dłonie na moim rozpalonym ciele. Było mi tak przyjemnie, tak idealnie! Jęknąłem prosto w jego usta, gdy poczułem jego dłoń na moim penisie. Może to nieetycznie, przecież jesteśmy tą samą płcią, ale... jest mi tak dobrze, że nie mogę się powstrzymać, chce tego. 
                          - Jesteś idealny. - mruknął prost w moje ucho. Wzdrygałem się na to, teraz odczuwam wszystko miliony razy bardziej. Najmniejsze muśniecie jego ust, z moją skórą. Nigdy nie sądziłem, że mój pierwszy raz będzie z chłopakiem, ba nawet o tym nie myślałem! Westchnąłem cicho, czując jak delikatnie masuję moje czułe miejsce. - Taki bezbronny i seksowny. - westchnął, gryząc opłatek mojego ucha,     
------



                           - Taki żałosny. - westchnąłem, kończąc swoją kolejkę. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wtedy tego pragnąłem, nie powiedziałem aby przestał. Dałem się wykorzystać i omamić jakiemuś terroryście! To nie tak miałem spędzić swoje nastoletnie życie, nie u jego boku. Powinienem być zły za to co mi zrobił, lecz nie potrafię. Nie umiem tak po prostu zapomnieć tych cudownych chwil, pomimo, że było ich mało. Dlaczego tak szybko mu wybaczam? Dlaczego nie mogę po prostu go nienawidzić?! - To nie tak miało być... - mroczę, nalewając ostatnie kropelki alkoholu do literatki. Kiedy ja to wypiłem? Zresztą po co mi ta wiedza? Mam ważniejsze rzeczy na głowie....


poniedziałek, 22 lutego 2016

하나, 둘, 셋 (jeden, dwa, trzy) - Rozdział 3 2/2

A/n - A więc pojawiam się z nowym rozdziałem. Zapewne zastanawialiście się kto będzie osobą mówiącą w tym rozdziale (część) xD  A no i przepraszam za tak krótki rozdział, który liczy tylko 1738 słów, ale to tylko część, która miała na celu pokazać wam co się tak właściwie stało. No cóż to chyba tyle mam do przekazania....  

Miłego czytania~! 




Rozdział 3 część 2/2



20.11.2011 rok, Londyn, Wielka Brytania


                   Wiele razy czułem się niczym ptak zamknięty w klatce. Wiele razy... wierzyłem w nas, lecz czy to miało znaczenie wtedy? Zresztą kogo ja próbuję oszukać? Chciałbym, aby twoje wyznania, obietnice się spełniły. Nigdy nie przestałem ci ufać i nie przestanę, gdyż moje serce należy tylko do ciebie! Nie mogę uwierzyć, że to będzie miało takie zakończenie! Myślałem, że naszą miłość zakończy koniec świata. Westchnąłem ciężko otwierając oczy. Słyszałem twój szloch. Czy to przeze mnie tak cierpisz? Nie wybaczę sobie tego, lecz nie miałem wyjścia! Gdybym mógł wybrać zabrałbym cię z dala os tego wszystkiego. Uciekłabyś ze mną? 
                   - To nie twoja wina. - usłyszałem znienawidzony przeze mnie głos. Tak bardzo chciałbym teraz uciec od tej przerażającej rzeczywistość! 
                   - Nie to jest twoja wina! To wszystko przez ciebie, ty pieprzony egoisto! - krzyknąłem wkurzony. W jednej chwili miałem ochotę uciec do mojej ukochanej i wpaść jej w ramiona. Chciałbym po raz ostatni usłyszeć jej głos, poczuć zapach tych pięknych słodkich perfum. Cholera!
                   - Myśl co chcesz, młody. Zresztą też bym tak siebie linczował na twoim miejscu. - powiedział, siadając obok mnie. Po wyrazie jego twarzy wiedziałem, że o czymś myśli. Jednak nie miałem odwagi ani chęci, aby zapytać co chodzi po jego głowie. Poza tym sam bardzo bałem się nowej sytuacji, ponieważ trudno jest mi od tak sobie zapomnieć o miłość. - Mam nadzieję, że to szybko minie i będziemy woli. - dodał szeptem, wzdychając ciężko. Zdziwiony spojrzałem na niego. Chciałbym wiedzieć co ma na myśli, lecz nie chce się do niego odzywać. To nie w moim stylu.


*******


16.11.2012 rok, Seul, Korea Południowa  


                     Za cztery dni minie dokładnie rok od kiedy ostatni raz cię ujrzałem. Chciałbym wrócić do tamtych chwil i cię przytulić! Tak bardzo za tobą tęsknie! Dlaczego musiało się to tak skończyć? Mio, najdroższa każdej nocy widzę cię w moich snach. Jesteśmy tam razem bardzo szczęśliwi. Czy pamiętasz jeszcze moją twarz? Chociaż rozumiem że to koniec, chce wiedzieć, że dalej mnie kochasz. Wiem, że wtedy byliśmy bardzo młodzi... ale nasza miłość była prawdziwa, prawda? Przychodzić do mnie, dręcząc mnie przez całą noc. Twój uśmiech prześladuję na każdym kroku, twoje ci anielskie oczy obserwują każdy mój ruch, nawet jeśli to tylko moja wyobraźnia. A kiedy nastaje ranek ty znikasz, zostawiając po sobie tylko moje krwawiące serce. Chciałbym odmienić los i być z tobą! Ciągle staram się usunąć te bolesne wspomnienia i myśleć, że tak naprawdę to tylko zły sen. Mia, co się ze mną dzieje? Naprawdę się stoczyłem na samo dno? 
                      - Młody, wszystko gra? Junhong? - nagle poczułem ciepłą dłoń na moim ramieniu. Myliłem się co do niego. Bang wcale nie jest zły, on się po prostu zagubił. Chce pomścić ojca i ratować naszą rodzinę, lecz mimo wszystko wierzę, że zmieni nastawienie. Jednak rozumiem go i zapewne sam bym tak samo postąpił. No może jednak nie dokładnie tak samo, ale bardzo podobnie. 
                      - Tak, tak, oczywiście! Po prostu tęsknie za nią... - załkałem, wtulając się w ciało brata. Słyszałem jak nerwowo przełyka ślinę. No tak, on nienawidzi jak ktoś narusza jego przestrzeń prywatną. Ciekawe jakby się zachowywał gdyby miał dziewczynę. Zapewne nie chciałby, aby ona go dotykała, albo by uciekał przed jej dotykiem. Jednak ja kocham się przytulać. Do tej pory bez Mii lepiłem się do wszystkich i wszystkiego. Dosłownie! A w nocy to poduszkę przytulam i myślę, że to moja kochana szatynka. Wiem dziwne, ale jak kochasz a nie możesz być z tą osobą, robisz wszystko, aby czuć się blisko niej. Chłopaki bardzo często narzekają na mnie tulenie się, ale cóż mogę z tym zrobić? Yongguk hyung jako jedyny mnie rozumie, więc nie ma mi za złe to lepienie się.
                     - Ja za to tęsknie za poprzednim życiem. Tak wiesz bez tego całego szumu o byle co, bez żadnego popieprzonego psychola. Wtedy byłoby idealnie. - westchnął ciężko. Cóż co do tego psychola to się zgadzam. Jak można tak traktować ludzi?! Ech, gdyby mnie teraz widziała Mia to pewnie zabiłaby mnie, Stoczyłem się na samo dno. Jednak mam nadzieję, że nie tęskni za mną za mocno, że po prostu żyje tak jak zawsze chciała. Bez żadnych psycholów, bez problemów. Ciekawe gdzie teraz jest. Zawsze chciała pojechać do Nowego Jorku - miasta, które żyje tylko w nocy.
                      - A gdybyśmy uciekli? Tak wiesz gdy wszyscy będą zajęci tym całym "ukochanym" tego psychola. - powiedziałem, siadając obok szatyna. Poczułem jak chłopak kładzie swoją wielką dłoń na moim nazbyt chudym ramieniu. Po tym jak musiałem opuścić moją ukochaną przestałem jadać. Znaczy Bang razem z niejakim Jongupem namawiają mnie do spożywania co najmniej połowy tego co oni jedzą.
                      - Przykro mi, ale puki co musimy tutaj siedzieć. Jednak postaram się znaleźć wyjście z tego cienia. - odparł, wstając z mojego twardego łóżka. Tyle kasy co nasz szef ma... mógłby co najmniej załatwić nam porządne miejsce do spania. No i zmiotkę, ponieważ jak na razie mieszkamy w naprawdę nie higienicznych warunkach, choć i tak nie jest najgorzej. Jednak mimo wszystko nie jesteśmy zwierzętami powinniśmy mieć lepsze miejsce do mieszkania.
                      - Obiecujesz? - spytałem, patrząc na niego.
                      - Tak. Obiecuję, Zelo. - westchnął wychodząc. Zelo jak na cię nienawidzę. pomyślałem, obejmując rękami nogi.



******


02.04.2014 rok, Seul, Korea Południowa


                       Dokładnie za miesiąc zmieniamy nasze miejsce pobytu. Niecałe dwa tygodnie temu uciekł nam pan obsesja Youngjae. Zresztą nie dziwię mu się, ten debil na siłę chciał go zmusić do miłość! Zresztą pamiętam niejedną rozmowę, którą przeprowadziłem z niejakim Daehyunem - ukochanym naszego szefa psychola. Z tych rozmów wynikało, że chłopak ma narzeczoną, poza tym nie jest gejem. Chociaż te rozmowy przeprowadziłem dokładnie po tym jak się "pozbierałem" po stracie Mii, czyli około dwóch miesięcy po tym jak go "porwaliśmy". Znaczy ja, Bang i Uppie nie braliśmy w tym udziału, ponieważ nie chcieliśmy narażać się na przyszłość. Chociaż chyba już dawno podpadliśmy prawu, dokańczając do tego czegoś. Jednak żaden z nas nie miał wyboru! Zresztą nieważne. Poniekąd ciekawi mnie nowe miejsce, w którym będziemy mieszkać - Nowy Jork. Z jednej strony się cieszę, bo nie będziemy musieli nic robić - ponieważ tam uciekł ten cały Daehyuin - ale z drugiej strony boję się, że tam mieszka Mia. Mimo, iż naprawdę mocno chce ją zobaczyć... nie powinienem niszczyć jej życia. Nie teraz! Odnajdę ją, gdy będę miał pewność, że będzie bezpieczna u mojego boku. Teraz nie mogę jej tego zagwarantować. Chociaż istnieje szansa, że mnie nie pozna. Od tamtej pory bardzo się zmieniłem. Przefarbowałem włosy na czarny kolor, a wtedy na mojej czuprynie gościł niemal żółty odcień włosów.                          - Spakowany? - do mojego pokoju wszedł uśmiechnięty od ucha do ucha Uppie. On jako jedyny rozumie mój ból, sam stracił z tego powodu ukochanego. Tak UKOCHANEGO. Jong jest gejem. A jego miłością jest niejaki Himchan, który go porzucił. Nie znam konkretnego powodu, ale z tego co mówił Moon tu chodziło o jego przeznaczenie. Czyli tak jak ja czy Yongguk nie miał wyjścia. 
                          - Tak, prawie. - westchnąłem ciężko. Bałem się wyjazdu... poza tym nie umiem angielskiego, który tam jest obowiązkowy. 
                          - To jak skończysz, chodzi na dół. Youngjae ma nam przekazać jakieś ważne informacje czy coś. - oznajmił na odchodnym. Z ciężkim sercem zapiłem walizkę. To będzie długa podróż. Bardzo długa. Wolnym krokiem ruszyłem w stronę spotkania. Byli tam już wszyscy. Bang wyglądał jakby zobaczył co najmniej ducha. Usiadłem obok niego, patrząc na zdenerwowanego Yoo. Nigdy się tak nie zachowywał albo po prostu nie zwracałem na niego uwagi? 
                         - Daehyun... on jest pod ochroną. Nie damy rady się do niego zbliżyć. - warknął, waląc pięścią w stół. Tylko o to tutaj chodzi? Szczerze to, nawet się cieszę, że znowu nie zostanie skrzywdzony. Poza tym Youngjae jest dziwnym przypadkiem. Z jednej strony próbuję zbliżyć się do tego całego Daehyuna za wszelką cenę - po drugie, boi się, że ten go odtrąci , a gdy już to robi Yoo ryczy w poduszkę. Może to jakaś choroba psychiczna? Niech spotka się z jakiś specjalistą czy czymś. 
                        - To tyle? - spytał zniecierpliwiony Moon. 
                        - To aż tyle, bękarcie! On powinien stać u mojego boku do usranej śmierć! - wykrzyczał wkurzony Yoo. Nie wiem czemu, ale zachciało mi się z niego śmiać, brzmiał niczym zakochana, odtrącona nastolatka. Chociaż, nawet nie to, ponieważ one są w miarę normalne. Znaczy z tego co pamiętam. Dawno nie widziałem nieznajomych twarzy... słońca. Żyjemy w zamknięciu niczym zwierzęta. Cóż przynajmniej nie widzę uśmiechniętych twarzy zakochanych par. 
                        - Może postaraj się być romantyczny? - spytałem znudzony. Zresztą wiem co to znaczy być odrzucanym. Mia niemal od początku naszej znajomość mnie odrzucała, mówiąc, że do siebie nie pasujemy. Jednak, gdy zacząłem być niczym niejedna postać w dramach zaczęła mięknąć i staliśmy się parą. 
                        - Co ty tam wiesz... - mruknął, wychodząc. Czułem na sobie wzrok wszystkich zebranych. Nic nie powiedziałem tylko ruszyłem w stronę swojego pokoju. Zdjąłem walizkę z łóżka i się na nim położyłem. Niemal od razu przed oczami ujrzałem uśmiechniętą twarz mojej ukochanej. Tak bardzo chce ją zobaczyć.     
                         - Młody, wszystko gra? - nagle do pokoju wszedł nie kto inny jak Bang. Wypuściłem z świstem powietrze.
                         - Tak, hyung. Wszystko jest w porządku. - westchnąłem ciężko. Wszystko jest tak jak powinno. 



*******


02.05.2014 rok, Nowy Jork, Stany Zjednoczone.


                     Nasz samolot wylądował niecałe trzy godziny temu, a ja już dostałem misję. Miałem obserwować tutejszą młodzież i dowiedzieć się jak się zachowują, abyśmy mogli się dostosować. A dlaczego to mnie wżęli na tą misję? Ponieważ jestem najmłodszy. Westchnąłem ciężko podchodząc do pierwszej lepszej ławki, która była okupywana przez jakoś szatynkę. Nie widziałem jej twarzy, ponieważ siedziała odwrócona do mnie plecami. Warknąłem cicho pod nosem. 
                     - Przepraszam czy to wolne miejsce? - spytałem znudzony. Gdy dziewczyna przytaknęła , usiadłem obok niej. Dzięki Bogu, że na mnie nie patrzyła. Bałem się, ponieważ dawno nie wychodziłem do ludzi. Chore. No cóż chyba trzeba zacząć rozmowę. - Piękny dziś dzień, prawda? - zapytałem pierwsze co mi przyszło do głowy. Czułem się jak idiota pytając ją o pogodę. Nagle dziewczyna podniosła na mnie swój wzrok. Mimowolnie zamarłem. Znam te śliczne niebieski oczy! Nie, nie nie! To nie możliwe! Nie realne! 
                     -  Junhong? - szepnęła, widziałem w jej oczach niewyobrażalny ból. Nikt mnie dawno nie nazwał po imieniu. Poczułem łzy, które w jednej chwili pojawiły się w moich oczach, rozmazując pole widzenia. Już chciałem coś odpowiedzieć, gdy usłyszałem jak ktoś woła dziewczynę. Odwróciła się w stronę jakiegoś blondyna. W jednej chwili uciekłem z tamtego miejsca. Nie powinno było to się zdarzyć! Nigdy nie powinna była mnie spotkać. A jeśli już to nie w taki sposób. Mia, najdroższa, przepraszam.     

środa, 17 lutego 2016

하나, 둘, 셋 (jeden, dwa, trzy) - Rozdział 3 1/2

A/n -  Rozdział wyszedł, nawet zaskakująco długi... co na mnie to nowość xD W każdym bądź razie ten rozdział pisany jest z punktu widzenia Mii, dzięki temu możecie lepiej poznać jej postać, bo jest jedną z najważniejszych w tym opowiadaniu :) Ten rozdział dzieli się na dwie część i pierwsza jest poświęcona jej osobie, za to druga, komuś kogo się nie będziecie spodziewać :D I ta postać będzie się również tutaj pojawiała, więc możecie zgadywać kto to :P 

Miłego czytania~! <3 





Rozdział 3 część 1



20.11.2011 rok, Londyn, Wielka Brytania


                     Z cichym westchnięciem spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Za piętnaście piąta. Dlaczego to tak długo trwa?! Przecież lekarze mówili, że to nie będzie skomplikowany zabieg! A trwa już trzy godziny! Normalny zabieg trwa co najmniej godzinę, rzecz jasna taki niegroźny jak wycinanie migdałków. A co jeśli on umrze? Nagle poczułam mdłości. Nie, nie, nie on nie może mnie opuścić bez pożegnań, prawda? Nigdy by mnie nie zostawił bez słowa "żegnaj", ale czy byłabym w stanie go puścić,  nawet po tym słowie? Czy byłabym w stanie zapomnieć? Oczywiście, że nie! 
                     - Obiecałeś... - szepnęłam, czując bolesny uścisk w klatce piersiowej. Może i jestem zwykłą rozpieszczoną nastolatką z toną adoratorów, lecz ja jestem w stanie to wszystko porzucić, aby tylko móc go zatrzymać przy sobie. 
                     - Ogarnij się i nie dramatyzuj, dziewczyno! - warknął jeden z największych idiotów tego świata - Bang Younguk, który dziwnym, nierealnym trafem jest bratem mojego chłopaka. Co według mnie jest tak strasznie niemożliwe! Przecież oni różną się pod każdym względem! Po pierwsze mój ukochany szanuję kobiety, nie tak jak ten prostak ze wsi! Zresztą co ja będę się nim przejmować? Jest po prostu żałosny i tyle, po co mam tracić na niego siły skoro mój kochany jest operowany.                              - Nie przejmujesz się stanem jego zdrowia? - spytałam, poprawiając sobie włosy, które wpadały mi na oczy. 
                     - Ani trochę. - stwierdził, pochylając się nade mną. - On jest słaby. Nie przetrwa w tym świecie. Ty po prostu jesteś bogatą dziunią z zasranego pałacu, a on? Twoje życie jest posłane różami, a jego kolcami... dlatego odpuści wreszcie i zostaw go w spokoju! - dodał, patrząc na mnie z pogardą. Może moi rodzicie zarabiają dużo pieniędzy, ale co to ma do mojego związku? Przecież Junhong nigdy mnie nie traktował jak wroga! Więc co to wszystko ma znaczyć?! Westchnęła ciężko. Nie Choi nie zostawi mnie z powodu różnorodność majątkowej, prawda? On taki nie jest! Poza tym co jest złego w pieniądzach moich rodziców? Staram się jak najmniej z nich korzystać. Prawdę mówiąc, nigdy nie chciałam być bogata i nie dalej nie chcę tego! Zamiast tych pieniędzy wolałabym widywać rodziców co najmniej raz dziennie, a nie raz na miesiąc. Nagle z sali operacyjnej wyszedł młody lekarz. Na fartuchu widniały ślady krwi! Mimowolnie poczułam zawroty głowy. Z przerażeniem podniosłam się z miejsca, patrząc na doktora, który westchnął ociężale. 
                     - Przykro mi, ale nie udało się go uratować. - mruknął , pocierając swoje skronie. W jednej chwili do moich oczu napłynęły łzy, które po chwili spływały po mojej twarzy. Usiadłam na fotelu, w którym siedziałam bite trzy godziny, a do mojej głowy napływały coraz to nowsze wspomnienia, które już nie wrócą. W jednej chwili bańka, zwana również moim sercem pękła. Moje ręce zaczęły nienaturalnie drżeć. Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu. Nie, nie to nie może być prawdą, przecież wczoraj jeszcze był zdrowy jak ryba! Nie można umrzeć bez powodu i to jeszcze na stole operacyjnym! To musi być kłamstwo. Tak to na pewno kłamstwo! Oni wszyscy łżą! To nie możliwe! Nie, nie, nie zgadzam się na to! - Przed śmiercią pacjent dał mi list, adresowany do Mii. Czy to pani? - spojrzał na mnie. Lekko pokiwałam głową, chociaż nie byłam pewna o czym do mnie mówił. Bez żadnego zbędnego słowa lekarz podał mi śnieżnobiałą kopertę z moim imieniem. 
                      - Jeśli cię to pocieszy, to wiedz, że on nie był takim skurwysynem jak ja. - powiedział do mnie ciemnooki. Spojrzałam na niego swoimi zapłakanymi oczami i najnormalniej w świecie przytuliłam się do niego. Mężczyzna tylko westchnął, obejmując mnie w tali. Bezkarnie brudzę jego czarną bluzkę swoimi łzami. - Dobra, koniec tego dobrego. - warknął, odpychając mnie od siebie. Było to do przewidzenia. - Zadzwoń do kogoś, by po ciebie przyjechał. - westchnął wstając z krzesła, po chwili znikł z mojego pola widzenia. Zostawił mnie samą z moim koszmarem. Teraz nie powstrzymywałam się od łez, które bezustannie płynęły po moich policzkach. Ludzie przechodzące od czasu do czasu posyłali mi współczujące spojrzenia, bądź pełne litość. Nawet nie zwracałam na nich szczególnej uwagi. Nagle przypomniałam sobie o liście, który dostała. Jednym ruchem otworzyłam kopertę i wyjęłam z niej łososiową kartkę. Mój ulubiony kolor. 


Droga, Mio! 

                         Jeśli to czytasz, to znaczy, że nie dałem rady. Przepraszam, nie chciałem cię martwić swoim stanem zdrowia, dlatego milczałem. Po prostu ostatnie chwile swojego nędznego życia chciałem spędzić z tobą, jakby nigdy nic. Teraz kiedy myślę nad tym jak będziesz się czuła... Myliłem się! Mogę usprawiedliwiać się strachem jaki czułem w sercu, lecz to nie miałoby sensu. Mogę też wymyślić jakoś wymówkę, która by była twoim pocieszeniem, lecz tego też nie zrobię. Zasługujesz na prawdę, nawet tą bolesną. 
                       Moja choroba z początku była nie groźna, dlatego milczałem. Jednak z czasem mój stan zdrowia pogarszał się. W wolnym czasie chodziłem na każdą możliwą terapię, lecz nie przynosiła ona jakiś większych skutków. Trułem swój organizm różnymi prochami, które miały mnie przytrzymać przy życiu. Nic z tego. Byłem niemal od razu skazany na śmierć. Na co byłem chory? Na raka jelita grubego. Dlaczego nie powiedziałem? Nie chciałem cię martwić, poza tym chciałem cię przy sobie zatrzymać w jakikolwiek możliwy sposób. Wiem, że i tak być ze mną została, ale bałabyś się mojego jakiegokolwiek ruchu. Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale jesteś moją anielicą, która w trudnych chwilach pocieszy, a gdy upadnie pomoże mi wstać. Tak, tak to na twoją cześć nazwałem mojego króliczka - Tenshi, z japońskiego to znaczy anioł. Kocham cię, Mia. Zawsze będziesz moim aniołem i ukochaną. Zawsze będziesz zajmowała wyjątkowe miejsce w moim sercu. 
                         Błagam nie obwiniaj się, ponieważ nie mogłaś wiedzieć. 

Żegnaj, twój Junhong.





                          - Mia! Kochanie, moje tak mi przykro! - uniosłam swój wzrok przede mną stała moje najlepsza przyjaciółka - Laura. Znam ją od piaskownicy, zawsze jest przy mnie. Śmiało mogę stwierdzić, że jest niczym moja siostra. Bez zbędnych słów, wstałam z fotela i wtuliłam się w jej ciało. Potrzebuję teraz kogoś bliskiego, któremu mogę ufać. Ona od początku wiedziała jaki jest dla mnie ważny ten związek. Po prostu był prawdziwy, nie tak inne. Większość moich wielbicieli jak i byłych, patrzyli na zawartość mojego portfela, tylko Junhong miał gdzieś pieniądze. - Wszystko się z czasem ułoży zobaczysz. - szepnęła, głaszcząc mnie po głowie. 
                        - Laura, co ma być dobrze? Mój chłopak... on... - dziewczyna nie dała mi dokończyć, przytulając mnie mocniej. 
                        - Nie płacz, proszę. - mruknęła. 




************



01.12.2012 rok, Nowy Jork, Stany Zjednoczone.



                         Od śmierci mojego ukochanego miną ponad rok. Od tamtej pory mieszkam w Nowym Jorku, w mieście, które nocą nie śpi, niemal jak ja. Tylko między mną a miastem jest jedna zasadnicza różnica. Nowy Jork jest pełny życia, a ja? Umieram wewnętrznie. Nie raz myślałam o samobójstwie, lecz po dłuższym zastanowieniu zawsze rezygnowałam z tego pomysłu, ponieważ Choi nie byłby zadowolony moim postępowaniem. Myśl o nim, dodaje mi sił do życia. Najgorzej jest w nocy, gdy jestem sama. Wtedy nie potrafię wytrzymać i po prostu swoje smutki potopię w alkoholu. Moich rodziców na tyle zmartwił mój stan psychiczny, że przyjeżdżają dwa razy na miesiąc! No jest naprawdę dużym sukcesem! Jednak i tak najbardziej martwi się o mnie Laura, nawet przyjechała ze mną do Nowego Jorku, co już było ogromnym poświęceniem z jej strony - przecież tam miała wszystko: rodzinę, przyjaciół, chłopaka. Wszystko co jest człowiekowi najdroższe, a jednak ona wybrała mnie. Nocami miewam koszmary, z których budzę się z krzykiem. Każdej nocy, gdy kładę się spać nawiedza mnie jego twarz. Uśmiecha się do mnie i mówi, że mnie kocha. Potem znika w ciemnościach mojego pokoju. Czy ja oszalałam przez to wszystko? Najwidoczniej nie potrafię normalnie funkcjonować. Laura twierdzi, że oddalam się od najbliższych, ale nie jestem tego pewna. Potrzebuję czasu na pozbieranie się. Nie tak łatwo jest zapomnieć o pierwszej miłości. 
                          - Mia, na Boga błagam cię! Zacznij żyć! Przecież na świecie jest wiele chłopaków takich jak Junhong. Ba! Nawet lepszych! - krzyknęła, patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem. Słyszałam ją jak przez mgłę. Nie lubię, gdy ona próbuje mnie przekonać do wyjścia. Nie, nie boję się ludzi. Boję się zostać zraniona. Jednak czy nie powinnam zacząć żyć od nowa? Z dala od przeszłość, z dala od Junhonga? Nie wiem, lecz wiem, że nie chce o nim zapomnieć. Od sprawił, że moje życie nabrało barw. To on sprawił, że zaczęłam wierzyć w dobro. Potrafiłabym od tak zacząć na nowo bez niego? 
                           - A jeśli znowu poczuję? Jeśli znowu zostanę zraniona? Nie, nie chce! - powiedziałam, przytulając do siebie poduszkę. Mam siedemnaście lat i nie skończyłam... ba, nawet nie zaczęłam liceum. Po śmierć ukochanego postanowiłam zrobić sobie przerwę w nauce. Zresztą Laura też zrobiła sobie wolne i wiem, że to wszystko przeze mnie. Pewnie czuję się jak w więzieniu, ale co ja mogę z tym zrobić? Wiele razy starłam się ją przekonać do nie porzucania marzeń, lecz ona powiedziała, że beze mnie nie zamierza ich spełnić. Obie chcieliśmy być sławnymi piosenkarkami. Od dziecka śpiewałyśmy w duecie w każdym przedstawieniu. Tęsknie za tamtymi czasami. 
                          - Kochanie, nie zostaniesz zraniona! Poza tym nie każdy jest chory i nie każdy chce cię skrzywdzić. Po prostu wyjdź w świat! Zrób ten pierwszy krok! - przez chwilę zastanawiałam się co począć, lecz w końcu zgodziłam się na wyjście. Może Sad ma racje, a ja tylko dramatyzuje? W każdym bądź razie za dużo o tym myślę. Powinnam się w końcu ogarnąć! Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy, przez co moja przyjaciółka zaczęła piszczeć ze szczęścia. Sama również się uśmiechnęłam. Dawno nie widziałam jej radość, którą bardzo łatwo się zarazić. Przebrałam się w czarne podarte jeansy i ciemno fioletową bluzkę. - Przepięknie. 
                           - Nie przesadzaj, proszę. - mruknęłam, nakładając buty. 
                           - Nie przesadzam. - odparła, zamykając za nami drzwi. Rozejrzałam się dookoła. Na mieście panował bardzo duży tłok. Niemal od razu zauważyłam, że Nowy Jork to miasto wielu narodowość. Począwszy od Azjatów a skończywszy na Europejczyków. Mimowolnie się uśmiechnęłam. To ten dzień! Dzień zmian, dużych zmian. Po chwili poczułam szarpnięcie. Laura ciągnęła mnie tylko sobie znaną stronę. Nie sprzeciwiałam się. Może i mieszkam w tym wielkim mieście prawie rok, lecz nie wiem gdzie co jest. Właśnie do mnie doszło, że zmarnowałam tyle czasu na płacz, gdy dookoła mnie tyle przygód. To początek nowego życia, mojego życia.    




**********


12.01.2012 rok, Nowy Jork, Stany Zjednoczone.


                          Z lekkim uśmiechem, idę wzdłuż ulicy. Promienie słoneczne padając na moją jasną skórę, lecz nie przejmuję się tym zbytnio. Nagle do moich uszu dochodzi dźwięk muzyki. Podchodzę do tłumu gapiów i obserwuję młodych chłopaków, którzy grają jakoś piosenkę rockową. Dziewczyny otaczające muzyków są wniebowzięte ich zdolnościami. Muszę przyznać, że chłopacy mają talent, lecz według mnie brakuję wokalisty. Kapela bez wokalisty to nie jest to. Piosenkarz przez teks piosenki ma przekazać uczucia a muzyka ma współgrać z tekstem. Dzięki temu można wzbudzić większe emocje wśród słuchaczy. Cóż to tylko moje zdanie na ten temat. Gdy muzycy kończą grać, podchodzę do futerału i wrzucam im plik pieniędzy. Niemal od razu jeden z nich wysłał w moją stronę dziękujący uśmiech. 
                         - Dziękujemy. - powiedział podchodząc. Jego blond pasemka padają na jego ciemnoniebieskie oczy. Uśmiecham się do niego lekko. 
                        - Nie musisz dziękować. Macie ogromny talent. - stwierdzam. 
                        - Dzięki. Jednak brakuję nam wokalisty albo wokalistki. - westchnął, patrząc na mnie łagodnie. Mimowolnie uśmiecham się pod wpływem jego spojrzenia. Muszę przyznać, że chłopak jest bardzo przystojny, lecz rozmawiając z nim czuję się podle wobec Junhonga. Czuję się tak jakbym go zdradzała. Ale czy można zdradzić osobę, która umarła? - Tak w ogóle, jestem Luke. - dodał wyciągając w moją stronę dłoń. 
                         - Miło mi. Jestem Mia. - odpowiadam, łapiąc go za rękę. - Tak właściwie, dlaczego gracie na ulicy? - spytałam, zabierając rękę z jego uścisku, który trwał zdecydowanie za długo albo po prostu jestem przewrażliwiona na dotyk innego mężczyzny niż mój były.
                         - Cóż, niedawno się wprowadziliśmy i tak zamierzamy nazbierać trochę pieniędzy na strat. Wiesz jak to bywa. Czasem na wozie czasem pod nim. - zaśmiał się cicho. Kiwnęłam głową na znak, iż zrozumiałam jego przekaz. Tak szczerze to dawno nie śpiewałam i chciałabym spróbować. Chciałabym zobaczyć czy to dalej może sprawiać taką samą przyjemność jak kiedyś. Nagle do głowy wpadł mi pewien pomysł. 
                          - Jak chcecie mogę dzisiaj z wami zaśpiewać  i tak nie mam co robić. - wzruszyłam ramionami, obserwując reakcję chłopaka, który tylko się uśmiechnął i spojrzał na swoich towarzyszy. Jeden z nich podszedł do nas i zmierzył mnie wzrokiem. Przez chwilę jakby się zastanawiał co zrobić. Wygląda jak typowy punk albo chłopak emo. 
                          - A umiesz śpiewać, królewno? - zapytał, poprawiając swoje przydługie włosy. Wyglądem przypomniał mi trochę dziewczynę, ponieważ jego włosy sięgały mu do ramion. Poza tym ma bardzo delikatne rysy twarzy. Nie zdziwiłabym się gdyby wiele osób miliłoby go z jakoś kobietą. Prawdę mówiąc jest duża szansa, że gdyby nie to, że słyszałam jego głos sama bym tak uważała.  
                          - Po pierwsze nie nazywaj mnie tak. Po drugie chcesz się przekonać? - spojrzałam na niego wyzywająco. Brunet przez chwilę milczał analizując moje słowa. No cóż to tego półgłówek. 
                          - Dajesz. - powiedział podając mi mikrofon. Posłałam mu jak dla mnie dziwny uśmiech i zajęłam miejsce na środku chodnika. Nagle tłum uciszył się przez co zaczęłam się trochę denerwować, lecz gdy zaczęłam śpiewać całe zdenerwowanie uciekło ze mnie. Byłam tylko ja i mikrofon. 
You are my fire 
The one desire 
Believe when I say 
I want it that way 

But we are two worlds apart 
Can’t reach to your heart 
When you say 
That I want it that way 

                       Nagle usłyszałam jak ktoś zaczyna grać na gitarze. Spojrzałam się na tego kogoś okazało się, że to blondyn, którego niedawno poznałam. Uśmiechnęłam się pod nosem dalej śpiewając. 

Tell me why!
Ain’t nothin’ but a heartache 
Tell me why!
Ain’t nothin’ but a mistake 
Tell me why~!
I never wanna hear you say 
I want it that way

                         Czułam na sobie przeszywający wzrok niebieskookiego chłopaka, lecz ignorowałam go. Patrzyłam się prostko w coraz większy tłum. Wszyscy tańczyli, bądź klaskali pod rytm. Teraz już wiem jak mi bardzo brakowało śpiewania. Powinnam do tego wrócić?

Am I your fire 
Your one desire 
Yes I know it’s too late 
But I want it that way  

Tell me why!
Ain’t nothin’ but a heartache 
Tell me why!
Ain’t nothin’ but a mistake
Tell me why ~!
I never wanna hear you say 
I want it that way 

                           Gdy skończyłam śpiewać, tłum zaczął klaskać i wrzucać pieniądze do futerału na gitarę. Spojrzałam się w stronę gitarzysty, z którym się założyłam. Wyglądał jakby co najmniej przegrał życie. Posłałam w jego stronę zwycięski uśmiech. Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się w stronę chłopaka. Na jego twarzy widniał uśmiech. Zresztą z tego co zauważyłam on jest wiecznie uśmiechnięty. Co swoją drogą dodaje mu urody.  
                          - Gratulacje, wygrałaś z Aronem. - zaśmiał się cicho. - Teraz chyba cię szybko nie polubi. - stwierdził, czochrając moje włosy. Co według mnie było dziwne. Jednak postanowiłam tego nie komentować głośno. 
                          - Prawdę mówiąc on też jakoś nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, więc nie przeszkadza mi to. - rzekłam uśmiechnięta. Chłopak wolno pokiwa głową. - Dobra ja lecę. Muszę jeszcze coś załatwić. - stwierdziłam, odchodząc od chłopaka. Ten posłał mi kolejny z rzędu uśmiech i pomachał. To naprawdę dziwny dzień. Chyba będę musiała opowiedzieć o wszystkim Laurze.


********


02.05.2014 rok, Nowy Jork, Stany Zjednoczone.


                          Wiosna to jedna z najładniejszych pór roku - wszystko budzi się do życia. A miasto zaczyna coraz bardziej tętnić życiem. Co drugi obywatel nakłada coraz to cięższe ubrania. Słońce ogrzewa wszystko dookoła. Dzieci bawią się w Central Parku. Ta pora jest chyba najpiękniejszą ze wszystkich. Chociaż wszystko ma swoje minusy, a mianowicie chodzi o to, iż w wiośnie jest coraz więcej par. Nawet Mia znalazła sobie chłopaka! Co samo w sobie nie jest strasznie raczej chodzi mi o samą osobę, którą pokochała - Aron Gonzales. Gitarzysta zespołu Luka. Jak taki człowiek mógł się spodobać mojej przyjaciółce? Rozumiem gdybym go nie znała, ale znam go aż za dobrze. Przez te prawie dwa lata naprawdę się zaprzyjaźniłam z Lukiem. Co więcej Luke jest z Australii! Zawsze chciałam tam pojechać, lecz nigdy nie miałam z kim. Z opisu chłopaka Sydney jest bardzo przyjemnym miastem. Bardzo dużo się tam dzieje. Zresztą w Nowym Jorku też nie ma co narzekać na nudę. Tutaj ludzie nie przejmują się opinią innych i robią co chcę, nawet jeśli to bardzo upokarzające. Ostatnio, nawet widziałam kobietę w stroju Ewy! A co śmieszniejsze kobieta na oko była w wieku mojej babci! Szkoda mi było tylko dzieci, które bawiły się w tym czasie w piaskownicy i mieli centralny widok na tą babcię. Cóż takie miasto. Ze znudzeniem spojrzałam na zegarek w telefonie. Zaraz powinien być. 
                             - Przepraszam czy to wolne miejsce? - nie patrząc na osobę, przytaknęłam. - Piękny dziś dzień, prawda? - spytał. Znudzona podniosłam na niego wzrok i zamarłam. Nie to nie możliwe. To nie prawda! Te roześmiane, czarne oczy. Te pełne jasno malinowe usta. To nie możliwe! W jednej chwili wstałam z ławki. Poczułam jak zaczynam drżeć. Do moich oczu napłynęły łzy. To nie możliwe do cholery! 
                             - Junhong? - szepnęłam, patrząc na uśmiechniętą twarz chłopaka. Nagle chłopak wstał i odszedł bez słowa. Przez chwilę nie mogłam ogarnąć swych myśli. Cały czas przed oczami miałam te piękne czarne oczy. Nierealne oczy. Czułam jak po moich policzkach płyną łzy. 
                             - Mia? - odwróciłam się w stronę przyjaciela, niemal od razu się w niego wtulając. Czułam nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej. 
                             - Widziałam go... - mruknęłam, dławiąc się łzami. 
                             - Kogo widziałaś? - spytał, mocnej obejmując mnie w pasie. 
                             - Junhonga. - odpowiedziałam. 



*********


30.05.2014 rok Nowy Jork, Stany Zjednoczone. 


                            Minęło dwadzieścia-osiem dni odkąd go ujrzałam w parku. Laura twierdzi, że to na pewno nie był on, lecz ja wszędzie bym rozpoznała te oczy. Jednak rozumiem ją boi się, że znowu popadnę w depresję. Cóż sama się tego boję. Z tego stanu trudno jest się wydostać - uzależniasz się od tej melancholii, nie potrafisz zaufać, boisz się cierpienia, ludzi. To takie straszne! Depresja jest niczym anoreksja - wpadasz raz i w każdej chwili może to wrócić. 
                              - Cześć, Mia! - do mojego pokoju wszedł uśmiechnięty Luke. Niemal od razu ujrzałam w jego oczach smutek. Z jego oczu można czytać niczym z otwartej księgi. Bardzo łatwo wyczuć jego emocje. A może dobrze go znam i to wiem? Znam jego nawyki. Westchnęłam ciężko.
                               - Co się stało, pingwinku? - spytałam, przytulając się do jego ramienia. Chciałam by poczuł, iż nie jest sam. Chociaż nie wiem czy można na mnie polegać - jestem słaba psychicznie. 
                                - Bo ja... znaczy mój zespół. Jak to powiedzieć? - westchnął ciężko, patrząc prosto w moje oczy. - Dostaliśmy szansę na trasę koncertową i chłopaki przyleli tą propozycję. Niedługo wyjeżdżamy. - dodał. Westchnęłam, widząc łzy w jego niebieskich oczach. 
                                - Gratulację, Luke! To dla was wielka szansa. - przytuliłam chłopaka do siebie. Przymknęłam oczy, czują ciepło jego ciała. Lubię jego ciepło jest takie przyjemne. 
                                - Będę tęsknić. - mruknął do mojego ucha. On chyba nie zdaje sobie sprawy, z tego jak ja będę za nim tęsknić. Mimo, iż nigdy tego nie mówiłam głośno: Luke Black oficjalnie stał się częścią mojego życia.
                                 - Ja też, pingwinku. Bardzo. - szepnęłam do jego ucha. Czyli po raz kolejny stracę ważną osobę? Może ciąży nade mną jakaś klątwa?
                                 - Oj tylko nie pingwinku! Nie lubię tego! - zaśmiał się rozbawiony. Mimowolnie wybuchłam śmiechem. Jeszcze trzy lata temu nie umiałam się śmiać. Czy znowu będę to przeżywać? Ten niewyobrażalny ból? Oh Boże dlaczego znowu zabierasz jedną z najważniejszych ludzi w moim życiu?
                                 - Jak chcesz, deklu. - zaśmiałam się cicho. Będzie mi go bardzo brakować.
                                  - Zołza. - pokazał mi język przez co walnęłam go w ramię. - Którą kocham. - dodał, przytulając mnie. Poczułam jak moje serce zaczyna bić nienaturalnie szybko. Luke... on mnie kocha?! Ale w którym sensie? Oby nie w takim w jakim myślę. Błagam was!
                                   - Luke, w jakim sensie mnie kochasz? - spytałam, głaszcząc go po plecach.
                                   - W takim w jakim nie powinienem. - zaśmiał się cicho. Kurwa no nie.