poniedziałek, 22 lutego 2016

하나, 둘, 셋 (jeden, dwa, trzy) - Rozdział 3 2/2

A/n - A więc pojawiam się z nowym rozdziałem. Zapewne zastanawialiście się kto będzie osobą mówiącą w tym rozdziale (część) xD  A no i przepraszam za tak krótki rozdział, który liczy tylko 1738 słów, ale to tylko część, która miała na celu pokazać wam co się tak właściwie stało. No cóż to chyba tyle mam do przekazania....  

Miłego czytania~! 




Rozdział 3 część 2/2



20.11.2011 rok, Londyn, Wielka Brytania


                   Wiele razy czułem się niczym ptak zamknięty w klatce. Wiele razy... wierzyłem w nas, lecz czy to miało znaczenie wtedy? Zresztą kogo ja próbuję oszukać? Chciałbym, aby twoje wyznania, obietnice się spełniły. Nigdy nie przestałem ci ufać i nie przestanę, gdyż moje serce należy tylko do ciebie! Nie mogę uwierzyć, że to będzie miało takie zakończenie! Myślałem, że naszą miłość zakończy koniec świata. Westchnąłem ciężko otwierając oczy. Słyszałem twój szloch. Czy to przeze mnie tak cierpisz? Nie wybaczę sobie tego, lecz nie miałem wyjścia! Gdybym mógł wybrać zabrałbym cię z dala os tego wszystkiego. Uciekłabyś ze mną? 
                   - To nie twoja wina. - usłyszałem znienawidzony przeze mnie głos. Tak bardzo chciałbym teraz uciec od tej przerażającej rzeczywistość! 
                   - Nie to jest twoja wina! To wszystko przez ciebie, ty pieprzony egoisto! - krzyknąłem wkurzony. W jednej chwili miałem ochotę uciec do mojej ukochanej i wpaść jej w ramiona. Chciałbym po raz ostatni usłyszeć jej głos, poczuć zapach tych pięknych słodkich perfum. Cholera!
                   - Myśl co chcesz, młody. Zresztą też bym tak siebie linczował na twoim miejscu. - powiedział, siadając obok mnie. Po wyrazie jego twarzy wiedziałem, że o czymś myśli. Jednak nie miałem odwagi ani chęci, aby zapytać co chodzi po jego głowie. Poza tym sam bardzo bałem się nowej sytuacji, ponieważ trudno jest mi od tak sobie zapomnieć o miłość. - Mam nadzieję, że to szybko minie i będziemy woli. - dodał szeptem, wzdychając ciężko. Zdziwiony spojrzałem na niego. Chciałbym wiedzieć co ma na myśli, lecz nie chce się do niego odzywać. To nie w moim stylu.


*******


16.11.2012 rok, Seul, Korea Południowa  


                     Za cztery dni minie dokładnie rok od kiedy ostatni raz cię ujrzałem. Chciałbym wrócić do tamtych chwil i cię przytulić! Tak bardzo za tobą tęsknie! Dlaczego musiało się to tak skończyć? Mio, najdroższa każdej nocy widzę cię w moich snach. Jesteśmy tam razem bardzo szczęśliwi. Czy pamiętasz jeszcze moją twarz? Chociaż rozumiem że to koniec, chce wiedzieć, że dalej mnie kochasz. Wiem, że wtedy byliśmy bardzo młodzi... ale nasza miłość była prawdziwa, prawda? Przychodzić do mnie, dręcząc mnie przez całą noc. Twój uśmiech prześladuję na każdym kroku, twoje ci anielskie oczy obserwują każdy mój ruch, nawet jeśli to tylko moja wyobraźnia. A kiedy nastaje ranek ty znikasz, zostawiając po sobie tylko moje krwawiące serce. Chciałbym odmienić los i być z tobą! Ciągle staram się usunąć te bolesne wspomnienia i myśleć, że tak naprawdę to tylko zły sen. Mia, co się ze mną dzieje? Naprawdę się stoczyłem na samo dno? 
                      - Młody, wszystko gra? Junhong? - nagle poczułem ciepłą dłoń na moim ramieniu. Myliłem się co do niego. Bang wcale nie jest zły, on się po prostu zagubił. Chce pomścić ojca i ratować naszą rodzinę, lecz mimo wszystko wierzę, że zmieni nastawienie. Jednak rozumiem go i zapewne sam bym tak samo postąpił. No może jednak nie dokładnie tak samo, ale bardzo podobnie. 
                      - Tak, tak, oczywiście! Po prostu tęsknie za nią... - załkałem, wtulając się w ciało brata. Słyszałem jak nerwowo przełyka ślinę. No tak, on nienawidzi jak ktoś narusza jego przestrzeń prywatną. Ciekawe jakby się zachowywał gdyby miał dziewczynę. Zapewne nie chciałby, aby ona go dotykała, albo by uciekał przed jej dotykiem. Jednak ja kocham się przytulać. Do tej pory bez Mii lepiłem się do wszystkich i wszystkiego. Dosłownie! A w nocy to poduszkę przytulam i myślę, że to moja kochana szatynka. Wiem dziwne, ale jak kochasz a nie możesz być z tą osobą, robisz wszystko, aby czuć się blisko niej. Chłopaki bardzo często narzekają na mnie tulenie się, ale cóż mogę z tym zrobić? Yongguk hyung jako jedyny mnie rozumie, więc nie ma mi za złe to lepienie się.
                     - Ja za to tęsknie za poprzednim życiem. Tak wiesz bez tego całego szumu o byle co, bez żadnego popieprzonego psychola. Wtedy byłoby idealnie. - westchnął ciężko. Cóż co do tego psychola to się zgadzam. Jak można tak traktować ludzi?! Ech, gdyby mnie teraz widziała Mia to pewnie zabiłaby mnie, Stoczyłem się na samo dno. Jednak mam nadzieję, że nie tęskni za mną za mocno, że po prostu żyje tak jak zawsze chciała. Bez żadnych psycholów, bez problemów. Ciekawe gdzie teraz jest. Zawsze chciała pojechać do Nowego Jorku - miasta, które żyje tylko w nocy.
                      - A gdybyśmy uciekli? Tak wiesz gdy wszyscy będą zajęci tym całym "ukochanym" tego psychola. - powiedziałem, siadając obok szatyna. Poczułem jak chłopak kładzie swoją wielką dłoń na moim nazbyt chudym ramieniu. Po tym jak musiałem opuścić moją ukochaną przestałem jadać. Znaczy Bang razem z niejakim Jongupem namawiają mnie do spożywania co najmniej połowy tego co oni jedzą.
                      - Przykro mi, ale puki co musimy tutaj siedzieć. Jednak postaram się znaleźć wyjście z tego cienia. - odparł, wstając z mojego twardego łóżka. Tyle kasy co nasz szef ma... mógłby co najmniej załatwić nam porządne miejsce do spania. No i zmiotkę, ponieważ jak na razie mieszkamy w naprawdę nie higienicznych warunkach, choć i tak nie jest najgorzej. Jednak mimo wszystko nie jesteśmy zwierzętami powinniśmy mieć lepsze miejsce do mieszkania.
                      - Obiecujesz? - spytałem, patrząc na niego.
                      - Tak. Obiecuję, Zelo. - westchnął wychodząc. Zelo jak na cię nienawidzę. pomyślałem, obejmując rękami nogi.



******


02.04.2014 rok, Seul, Korea Południowa


                       Dokładnie za miesiąc zmieniamy nasze miejsce pobytu. Niecałe dwa tygodnie temu uciekł nam pan obsesja Youngjae. Zresztą nie dziwię mu się, ten debil na siłę chciał go zmusić do miłość! Zresztą pamiętam niejedną rozmowę, którą przeprowadziłem z niejakim Daehyunem - ukochanym naszego szefa psychola. Z tych rozmów wynikało, że chłopak ma narzeczoną, poza tym nie jest gejem. Chociaż te rozmowy przeprowadziłem dokładnie po tym jak się "pozbierałem" po stracie Mii, czyli około dwóch miesięcy po tym jak go "porwaliśmy". Znaczy ja, Bang i Uppie nie braliśmy w tym udziału, ponieważ nie chcieliśmy narażać się na przyszłość. Chociaż chyba już dawno podpadliśmy prawu, dokańczając do tego czegoś. Jednak żaden z nas nie miał wyboru! Zresztą nieważne. Poniekąd ciekawi mnie nowe miejsce, w którym będziemy mieszkać - Nowy Jork. Z jednej strony się cieszę, bo nie będziemy musieli nic robić - ponieważ tam uciekł ten cały Daehyuin - ale z drugiej strony boję się, że tam mieszka Mia. Mimo, iż naprawdę mocno chce ją zobaczyć... nie powinienem niszczyć jej życia. Nie teraz! Odnajdę ją, gdy będę miał pewność, że będzie bezpieczna u mojego boku. Teraz nie mogę jej tego zagwarantować. Chociaż istnieje szansa, że mnie nie pozna. Od tamtej pory bardzo się zmieniłem. Przefarbowałem włosy na czarny kolor, a wtedy na mojej czuprynie gościł niemal żółty odcień włosów.                          - Spakowany? - do mojego pokoju wszedł uśmiechnięty od ucha do ucha Uppie. On jako jedyny rozumie mój ból, sam stracił z tego powodu ukochanego. Tak UKOCHANEGO. Jong jest gejem. A jego miłością jest niejaki Himchan, który go porzucił. Nie znam konkretnego powodu, ale z tego co mówił Moon tu chodziło o jego przeznaczenie. Czyli tak jak ja czy Yongguk nie miał wyjścia. 
                          - Tak, prawie. - westchnąłem ciężko. Bałem się wyjazdu... poza tym nie umiem angielskiego, który tam jest obowiązkowy. 
                          - To jak skończysz, chodzi na dół. Youngjae ma nam przekazać jakieś ważne informacje czy coś. - oznajmił na odchodnym. Z ciężkim sercem zapiłem walizkę. To będzie długa podróż. Bardzo długa. Wolnym krokiem ruszyłem w stronę spotkania. Byli tam już wszyscy. Bang wyglądał jakby zobaczył co najmniej ducha. Usiadłem obok niego, patrząc na zdenerwowanego Yoo. Nigdy się tak nie zachowywał albo po prostu nie zwracałem na niego uwagi? 
                         - Daehyun... on jest pod ochroną. Nie damy rady się do niego zbliżyć. - warknął, waląc pięścią w stół. Tylko o to tutaj chodzi? Szczerze to, nawet się cieszę, że znowu nie zostanie skrzywdzony. Poza tym Youngjae jest dziwnym przypadkiem. Z jednej strony próbuję zbliżyć się do tego całego Daehyuna za wszelką cenę - po drugie, boi się, że ten go odtrąci , a gdy już to robi Yoo ryczy w poduszkę. Może to jakaś choroba psychiczna? Niech spotka się z jakiś specjalistą czy czymś. 
                        - To tyle? - spytał zniecierpliwiony Moon. 
                        - To aż tyle, bękarcie! On powinien stać u mojego boku do usranej śmierć! - wykrzyczał wkurzony Yoo. Nie wiem czemu, ale zachciało mi się z niego śmiać, brzmiał niczym zakochana, odtrącona nastolatka. Chociaż, nawet nie to, ponieważ one są w miarę normalne. Znaczy z tego co pamiętam. Dawno nie widziałem nieznajomych twarzy... słońca. Żyjemy w zamknięciu niczym zwierzęta. Cóż przynajmniej nie widzę uśmiechniętych twarzy zakochanych par. 
                        - Może postaraj się być romantyczny? - spytałem znudzony. Zresztą wiem co to znaczy być odrzucanym. Mia niemal od początku naszej znajomość mnie odrzucała, mówiąc, że do siebie nie pasujemy. Jednak, gdy zacząłem być niczym niejedna postać w dramach zaczęła mięknąć i staliśmy się parą. 
                        - Co ty tam wiesz... - mruknął, wychodząc. Czułem na sobie wzrok wszystkich zebranych. Nic nie powiedziałem tylko ruszyłem w stronę swojego pokoju. Zdjąłem walizkę z łóżka i się na nim położyłem. Niemal od razu przed oczami ujrzałem uśmiechniętą twarz mojej ukochanej. Tak bardzo chce ją zobaczyć.     
                         - Młody, wszystko gra? - nagle do pokoju wszedł nie kto inny jak Bang. Wypuściłem z świstem powietrze.
                         - Tak, hyung. Wszystko jest w porządku. - westchnąłem ciężko. Wszystko jest tak jak powinno. 



*******


02.05.2014 rok, Nowy Jork, Stany Zjednoczone.


                     Nasz samolot wylądował niecałe trzy godziny temu, a ja już dostałem misję. Miałem obserwować tutejszą młodzież i dowiedzieć się jak się zachowują, abyśmy mogli się dostosować. A dlaczego to mnie wżęli na tą misję? Ponieważ jestem najmłodszy. Westchnąłem ciężko podchodząc do pierwszej lepszej ławki, która była okupywana przez jakoś szatynkę. Nie widziałem jej twarzy, ponieważ siedziała odwrócona do mnie plecami. Warknąłem cicho pod nosem. 
                     - Przepraszam czy to wolne miejsce? - spytałem znudzony. Gdy dziewczyna przytaknęła , usiadłem obok niej. Dzięki Bogu, że na mnie nie patrzyła. Bałem się, ponieważ dawno nie wychodziłem do ludzi. Chore. No cóż chyba trzeba zacząć rozmowę. - Piękny dziś dzień, prawda? - zapytałem pierwsze co mi przyszło do głowy. Czułem się jak idiota pytając ją o pogodę. Nagle dziewczyna podniosła na mnie swój wzrok. Mimowolnie zamarłem. Znam te śliczne niebieski oczy! Nie, nie nie! To nie możliwe! Nie realne! 
                     -  Junhong? - szepnęła, widziałem w jej oczach niewyobrażalny ból. Nikt mnie dawno nie nazwał po imieniu. Poczułem łzy, które w jednej chwili pojawiły się w moich oczach, rozmazując pole widzenia. Już chciałem coś odpowiedzieć, gdy usłyszałem jak ktoś woła dziewczynę. Odwróciła się w stronę jakiegoś blondyna. W jednej chwili uciekłem z tamtego miejsca. Nie powinno było to się zdarzyć! Nigdy nie powinna była mnie spotkać. A jeśli już to nie w taki sposób. Mia, najdroższa, przepraszam.     

środa, 17 lutego 2016

하나, 둘, 셋 (jeden, dwa, trzy) - Rozdział 3 1/2

A/n -  Rozdział wyszedł, nawet zaskakująco długi... co na mnie to nowość xD W każdym bądź razie ten rozdział pisany jest z punktu widzenia Mii, dzięki temu możecie lepiej poznać jej postać, bo jest jedną z najważniejszych w tym opowiadaniu :) Ten rozdział dzieli się na dwie część i pierwsza jest poświęcona jej osobie, za to druga, komuś kogo się nie będziecie spodziewać :D I ta postać będzie się również tutaj pojawiała, więc możecie zgadywać kto to :P 

Miłego czytania~! <3 





Rozdział 3 część 1



20.11.2011 rok, Londyn, Wielka Brytania


                     Z cichym westchnięciem spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Za piętnaście piąta. Dlaczego to tak długo trwa?! Przecież lekarze mówili, że to nie będzie skomplikowany zabieg! A trwa już trzy godziny! Normalny zabieg trwa co najmniej godzinę, rzecz jasna taki niegroźny jak wycinanie migdałków. A co jeśli on umrze? Nagle poczułam mdłości. Nie, nie, nie on nie może mnie opuścić bez pożegnań, prawda? Nigdy by mnie nie zostawił bez słowa "żegnaj", ale czy byłabym w stanie go puścić,  nawet po tym słowie? Czy byłabym w stanie zapomnieć? Oczywiście, że nie! 
                     - Obiecałeś... - szepnęłam, czując bolesny uścisk w klatce piersiowej. Może i jestem zwykłą rozpieszczoną nastolatką z toną adoratorów, lecz ja jestem w stanie to wszystko porzucić, aby tylko móc go zatrzymać przy sobie. 
                     - Ogarnij się i nie dramatyzuj, dziewczyno! - warknął jeden z największych idiotów tego świata - Bang Younguk, który dziwnym, nierealnym trafem jest bratem mojego chłopaka. Co według mnie jest tak strasznie niemożliwe! Przecież oni różną się pod każdym względem! Po pierwsze mój ukochany szanuję kobiety, nie tak jak ten prostak ze wsi! Zresztą co ja będę się nim przejmować? Jest po prostu żałosny i tyle, po co mam tracić na niego siły skoro mój kochany jest operowany.                              - Nie przejmujesz się stanem jego zdrowia? - spytałam, poprawiając sobie włosy, które wpadały mi na oczy. 
                     - Ani trochę. - stwierdził, pochylając się nade mną. - On jest słaby. Nie przetrwa w tym świecie. Ty po prostu jesteś bogatą dziunią z zasranego pałacu, a on? Twoje życie jest posłane różami, a jego kolcami... dlatego odpuści wreszcie i zostaw go w spokoju! - dodał, patrząc na mnie z pogardą. Może moi rodzicie zarabiają dużo pieniędzy, ale co to ma do mojego związku? Przecież Junhong nigdy mnie nie traktował jak wroga! Więc co to wszystko ma znaczyć?! Westchnęła ciężko. Nie Choi nie zostawi mnie z powodu różnorodność majątkowej, prawda? On taki nie jest! Poza tym co jest złego w pieniądzach moich rodziców? Staram się jak najmniej z nich korzystać. Prawdę mówiąc, nigdy nie chciałam być bogata i nie dalej nie chcę tego! Zamiast tych pieniędzy wolałabym widywać rodziców co najmniej raz dziennie, a nie raz na miesiąc. Nagle z sali operacyjnej wyszedł młody lekarz. Na fartuchu widniały ślady krwi! Mimowolnie poczułam zawroty głowy. Z przerażeniem podniosłam się z miejsca, patrząc na doktora, który westchnął ociężale. 
                     - Przykro mi, ale nie udało się go uratować. - mruknął , pocierając swoje skronie. W jednej chwili do moich oczu napłynęły łzy, które po chwili spływały po mojej twarzy. Usiadłam na fotelu, w którym siedziałam bite trzy godziny, a do mojej głowy napływały coraz to nowsze wspomnienia, które już nie wrócą. W jednej chwili bańka, zwana również moim sercem pękła. Moje ręce zaczęły nienaturalnie drżeć. Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu. Nie, nie to nie może być prawdą, przecież wczoraj jeszcze był zdrowy jak ryba! Nie można umrzeć bez powodu i to jeszcze na stole operacyjnym! To musi być kłamstwo. Tak to na pewno kłamstwo! Oni wszyscy łżą! To nie możliwe! Nie, nie, nie zgadzam się na to! - Przed śmiercią pacjent dał mi list, adresowany do Mii. Czy to pani? - spojrzał na mnie. Lekko pokiwałam głową, chociaż nie byłam pewna o czym do mnie mówił. Bez żadnego zbędnego słowa lekarz podał mi śnieżnobiałą kopertę z moim imieniem. 
                      - Jeśli cię to pocieszy, to wiedz, że on nie był takim skurwysynem jak ja. - powiedział do mnie ciemnooki. Spojrzałam na niego swoimi zapłakanymi oczami i najnormalniej w świecie przytuliłam się do niego. Mężczyzna tylko westchnął, obejmując mnie w tali. Bezkarnie brudzę jego czarną bluzkę swoimi łzami. - Dobra, koniec tego dobrego. - warknął, odpychając mnie od siebie. Było to do przewidzenia. - Zadzwoń do kogoś, by po ciebie przyjechał. - westchnął wstając z krzesła, po chwili znikł z mojego pola widzenia. Zostawił mnie samą z moim koszmarem. Teraz nie powstrzymywałam się od łez, które bezustannie płynęły po moich policzkach. Ludzie przechodzące od czasu do czasu posyłali mi współczujące spojrzenia, bądź pełne litość. Nawet nie zwracałam na nich szczególnej uwagi. Nagle przypomniałam sobie o liście, który dostała. Jednym ruchem otworzyłam kopertę i wyjęłam z niej łososiową kartkę. Mój ulubiony kolor. 


Droga, Mio! 

                         Jeśli to czytasz, to znaczy, że nie dałem rady. Przepraszam, nie chciałem cię martwić swoim stanem zdrowia, dlatego milczałem. Po prostu ostatnie chwile swojego nędznego życia chciałem spędzić z tobą, jakby nigdy nic. Teraz kiedy myślę nad tym jak będziesz się czuła... Myliłem się! Mogę usprawiedliwiać się strachem jaki czułem w sercu, lecz to nie miałoby sensu. Mogę też wymyślić jakoś wymówkę, która by była twoim pocieszeniem, lecz tego też nie zrobię. Zasługujesz na prawdę, nawet tą bolesną. 
                       Moja choroba z początku była nie groźna, dlatego milczałem. Jednak z czasem mój stan zdrowia pogarszał się. W wolnym czasie chodziłem na każdą możliwą terapię, lecz nie przynosiła ona jakiś większych skutków. Trułem swój organizm różnymi prochami, które miały mnie przytrzymać przy życiu. Nic z tego. Byłem niemal od razu skazany na śmierć. Na co byłem chory? Na raka jelita grubego. Dlaczego nie powiedziałem? Nie chciałem cię martwić, poza tym chciałem cię przy sobie zatrzymać w jakikolwiek możliwy sposób. Wiem, że i tak być ze mną została, ale bałabyś się mojego jakiegokolwiek ruchu. Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale jesteś moją anielicą, która w trudnych chwilach pocieszy, a gdy upadnie pomoże mi wstać. Tak, tak to na twoją cześć nazwałem mojego króliczka - Tenshi, z japońskiego to znaczy anioł. Kocham cię, Mia. Zawsze będziesz moim aniołem i ukochaną. Zawsze będziesz zajmowała wyjątkowe miejsce w moim sercu. 
                         Błagam nie obwiniaj się, ponieważ nie mogłaś wiedzieć. 

Żegnaj, twój Junhong.





                          - Mia! Kochanie, moje tak mi przykro! - uniosłam swój wzrok przede mną stała moje najlepsza przyjaciółka - Laura. Znam ją od piaskownicy, zawsze jest przy mnie. Śmiało mogę stwierdzić, że jest niczym moja siostra. Bez zbędnych słów, wstałam z fotela i wtuliłam się w jej ciało. Potrzebuję teraz kogoś bliskiego, któremu mogę ufać. Ona od początku wiedziała jaki jest dla mnie ważny ten związek. Po prostu był prawdziwy, nie tak inne. Większość moich wielbicieli jak i byłych, patrzyli na zawartość mojego portfela, tylko Junhong miał gdzieś pieniądze. - Wszystko się z czasem ułoży zobaczysz. - szepnęła, głaszcząc mnie po głowie. 
                        - Laura, co ma być dobrze? Mój chłopak... on... - dziewczyna nie dała mi dokończyć, przytulając mnie mocniej. 
                        - Nie płacz, proszę. - mruknęła. 




************



01.12.2012 rok, Nowy Jork, Stany Zjednoczone.



                         Od śmierci mojego ukochanego miną ponad rok. Od tamtej pory mieszkam w Nowym Jorku, w mieście, które nocą nie śpi, niemal jak ja. Tylko między mną a miastem jest jedna zasadnicza różnica. Nowy Jork jest pełny życia, a ja? Umieram wewnętrznie. Nie raz myślałam o samobójstwie, lecz po dłuższym zastanowieniu zawsze rezygnowałam z tego pomysłu, ponieważ Choi nie byłby zadowolony moim postępowaniem. Myśl o nim, dodaje mi sił do życia. Najgorzej jest w nocy, gdy jestem sama. Wtedy nie potrafię wytrzymać i po prostu swoje smutki potopię w alkoholu. Moich rodziców na tyle zmartwił mój stan psychiczny, że przyjeżdżają dwa razy na miesiąc! No jest naprawdę dużym sukcesem! Jednak i tak najbardziej martwi się o mnie Laura, nawet przyjechała ze mną do Nowego Jorku, co już było ogromnym poświęceniem z jej strony - przecież tam miała wszystko: rodzinę, przyjaciół, chłopaka. Wszystko co jest człowiekowi najdroższe, a jednak ona wybrała mnie. Nocami miewam koszmary, z których budzę się z krzykiem. Każdej nocy, gdy kładę się spać nawiedza mnie jego twarz. Uśmiecha się do mnie i mówi, że mnie kocha. Potem znika w ciemnościach mojego pokoju. Czy ja oszalałam przez to wszystko? Najwidoczniej nie potrafię normalnie funkcjonować. Laura twierdzi, że oddalam się od najbliższych, ale nie jestem tego pewna. Potrzebuję czasu na pozbieranie się. Nie tak łatwo jest zapomnieć o pierwszej miłości. 
                          - Mia, na Boga błagam cię! Zacznij żyć! Przecież na świecie jest wiele chłopaków takich jak Junhong. Ba! Nawet lepszych! - krzyknęła, patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem. Słyszałam ją jak przez mgłę. Nie lubię, gdy ona próbuje mnie przekonać do wyjścia. Nie, nie boję się ludzi. Boję się zostać zraniona. Jednak czy nie powinnam zacząć żyć od nowa? Z dala od przeszłość, z dala od Junhonga? Nie wiem, lecz wiem, że nie chce o nim zapomnieć. Od sprawił, że moje życie nabrało barw. To on sprawił, że zaczęłam wierzyć w dobro. Potrafiłabym od tak zacząć na nowo bez niego? 
                           - A jeśli znowu poczuję? Jeśli znowu zostanę zraniona? Nie, nie chce! - powiedziałam, przytulając do siebie poduszkę. Mam siedemnaście lat i nie skończyłam... ba, nawet nie zaczęłam liceum. Po śmierć ukochanego postanowiłam zrobić sobie przerwę w nauce. Zresztą Laura też zrobiła sobie wolne i wiem, że to wszystko przeze mnie. Pewnie czuję się jak w więzieniu, ale co ja mogę z tym zrobić? Wiele razy starłam się ją przekonać do nie porzucania marzeń, lecz ona powiedziała, że beze mnie nie zamierza ich spełnić. Obie chcieliśmy być sławnymi piosenkarkami. Od dziecka śpiewałyśmy w duecie w każdym przedstawieniu. Tęsknie za tamtymi czasami. 
                          - Kochanie, nie zostaniesz zraniona! Poza tym nie każdy jest chory i nie każdy chce cię skrzywdzić. Po prostu wyjdź w świat! Zrób ten pierwszy krok! - przez chwilę zastanawiałam się co począć, lecz w końcu zgodziłam się na wyjście. Może Sad ma racje, a ja tylko dramatyzuje? W każdym bądź razie za dużo o tym myślę. Powinnam się w końcu ogarnąć! Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy, przez co moja przyjaciółka zaczęła piszczeć ze szczęścia. Sama również się uśmiechnęłam. Dawno nie widziałam jej radość, którą bardzo łatwo się zarazić. Przebrałam się w czarne podarte jeansy i ciemno fioletową bluzkę. - Przepięknie. 
                           - Nie przesadzaj, proszę. - mruknęłam, nakładając buty. 
                           - Nie przesadzam. - odparła, zamykając za nami drzwi. Rozejrzałam się dookoła. Na mieście panował bardzo duży tłok. Niemal od razu zauważyłam, że Nowy Jork to miasto wielu narodowość. Począwszy od Azjatów a skończywszy na Europejczyków. Mimowolnie się uśmiechnęłam. To ten dzień! Dzień zmian, dużych zmian. Po chwili poczułam szarpnięcie. Laura ciągnęła mnie tylko sobie znaną stronę. Nie sprzeciwiałam się. Może i mieszkam w tym wielkim mieście prawie rok, lecz nie wiem gdzie co jest. Właśnie do mnie doszło, że zmarnowałam tyle czasu na płacz, gdy dookoła mnie tyle przygód. To początek nowego życia, mojego życia.    




**********


12.01.2012 rok, Nowy Jork, Stany Zjednoczone.


                          Z lekkim uśmiechem, idę wzdłuż ulicy. Promienie słoneczne padając na moją jasną skórę, lecz nie przejmuję się tym zbytnio. Nagle do moich uszu dochodzi dźwięk muzyki. Podchodzę do tłumu gapiów i obserwuję młodych chłopaków, którzy grają jakoś piosenkę rockową. Dziewczyny otaczające muzyków są wniebowzięte ich zdolnościami. Muszę przyznać, że chłopacy mają talent, lecz według mnie brakuję wokalisty. Kapela bez wokalisty to nie jest to. Piosenkarz przez teks piosenki ma przekazać uczucia a muzyka ma współgrać z tekstem. Dzięki temu można wzbudzić większe emocje wśród słuchaczy. Cóż to tylko moje zdanie na ten temat. Gdy muzycy kończą grać, podchodzę do futerału i wrzucam im plik pieniędzy. Niemal od razu jeden z nich wysłał w moją stronę dziękujący uśmiech. 
                         - Dziękujemy. - powiedział podchodząc. Jego blond pasemka padają na jego ciemnoniebieskie oczy. Uśmiecham się do niego lekko. 
                        - Nie musisz dziękować. Macie ogromny talent. - stwierdzam. 
                        - Dzięki. Jednak brakuję nam wokalisty albo wokalistki. - westchnął, patrząc na mnie łagodnie. Mimowolnie uśmiecham się pod wpływem jego spojrzenia. Muszę przyznać, że chłopak jest bardzo przystojny, lecz rozmawiając z nim czuję się podle wobec Junhonga. Czuję się tak jakbym go zdradzała. Ale czy można zdradzić osobę, która umarła? - Tak w ogóle, jestem Luke. - dodał wyciągając w moją stronę dłoń. 
                         - Miło mi. Jestem Mia. - odpowiadam, łapiąc go za rękę. - Tak właściwie, dlaczego gracie na ulicy? - spytałam, zabierając rękę z jego uścisku, który trwał zdecydowanie za długo albo po prostu jestem przewrażliwiona na dotyk innego mężczyzny niż mój były.
                         - Cóż, niedawno się wprowadziliśmy i tak zamierzamy nazbierać trochę pieniędzy na strat. Wiesz jak to bywa. Czasem na wozie czasem pod nim. - zaśmiał się cicho. Kiwnęłam głową na znak, iż zrozumiałam jego przekaz. Tak szczerze to dawno nie śpiewałam i chciałabym spróbować. Chciałabym zobaczyć czy to dalej może sprawiać taką samą przyjemność jak kiedyś. Nagle do głowy wpadł mi pewien pomysł. 
                          - Jak chcecie mogę dzisiaj z wami zaśpiewać  i tak nie mam co robić. - wzruszyłam ramionami, obserwując reakcję chłopaka, który tylko się uśmiechnął i spojrzał na swoich towarzyszy. Jeden z nich podszedł do nas i zmierzył mnie wzrokiem. Przez chwilę jakby się zastanawiał co zrobić. Wygląda jak typowy punk albo chłopak emo. 
                          - A umiesz śpiewać, królewno? - zapytał, poprawiając swoje przydługie włosy. Wyglądem przypomniał mi trochę dziewczynę, ponieważ jego włosy sięgały mu do ramion. Poza tym ma bardzo delikatne rysy twarzy. Nie zdziwiłabym się gdyby wiele osób miliłoby go z jakoś kobietą. Prawdę mówiąc jest duża szansa, że gdyby nie to, że słyszałam jego głos sama bym tak uważała.  
                          - Po pierwsze nie nazywaj mnie tak. Po drugie chcesz się przekonać? - spojrzałam na niego wyzywająco. Brunet przez chwilę milczał analizując moje słowa. No cóż to tego półgłówek. 
                          - Dajesz. - powiedział podając mi mikrofon. Posłałam mu jak dla mnie dziwny uśmiech i zajęłam miejsce na środku chodnika. Nagle tłum uciszył się przez co zaczęłam się trochę denerwować, lecz gdy zaczęłam śpiewać całe zdenerwowanie uciekło ze mnie. Byłam tylko ja i mikrofon. 
You are my fire 
The one desire 
Believe when I say 
I want it that way 

But we are two worlds apart 
Can’t reach to your heart 
When you say 
That I want it that way 

                       Nagle usłyszałam jak ktoś zaczyna grać na gitarze. Spojrzałam się na tego kogoś okazało się, że to blondyn, którego niedawno poznałam. Uśmiechnęłam się pod nosem dalej śpiewając. 

Tell me why!
Ain’t nothin’ but a heartache 
Tell me why!
Ain’t nothin’ but a mistake 
Tell me why~!
I never wanna hear you say 
I want it that way

                         Czułam na sobie przeszywający wzrok niebieskookiego chłopaka, lecz ignorowałam go. Patrzyłam się prostko w coraz większy tłum. Wszyscy tańczyli, bądź klaskali pod rytm. Teraz już wiem jak mi bardzo brakowało śpiewania. Powinnam do tego wrócić?

Am I your fire 
Your one desire 
Yes I know it’s too late 
But I want it that way  

Tell me why!
Ain’t nothin’ but a heartache 
Tell me why!
Ain’t nothin’ but a mistake
Tell me why ~!
I never wanna hear you say 
I want it that way 

                           Gdy skończyłam śpiewać, tłum zaczął klaskać i wrzucać pieniądze do futerału na gitarę. Spojrzałam się w stronę gitarzysty, z którym się założyłam. Wyglądał jakby co najmniej przegrał życie. Posłałam w jego stronę zwycięski uśmiech. Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się w stronę chłopaka. Na jego twarzy widniał uśmiech. Zresztą z tego co zauważyłam on jest wiecznie uśmiechnięty. Co swoją drogą dodaje mu urody.  
                          - Gratulacje, wygrałaś z Aronem. - zaśmiał się cicho. - Teraz chyba cię szybko nie polubi. - stwierdził, czochrając moje włosy. Co według mnie było dziwne. Jednak postanowiłam tego nie komentować głośno. 
                          - Prawdę mówiąc on też jakoś nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, więc nie przeszkadza mi to. - rzekłam uśmiechnięta. Chłopak wolno pokiwa głową. - Dobra ja lecę. Muszę jeszcze coś załatwić. - stwierdziłam, odchodząc od chłopaka. Ten posłał mi kolejny z rzędu uśmiech i pomachał. To naprawdę dziwny dzień. Chyba będę musiała opowiedzieć o wszystkim Laurze.


********


02.05.2014 rok, Nowy Jork, Stany Zjednoczone.


                          Wiosna to jedna z najładniejszych pór roku - wszystko budzi się do życia. A miasto zaczyna coraz bardziej tętnić życiem. Co drugi obywatel nakłada coraz to cięższe ubrania. Słońce ogrzewa wszystko dookoła. Dzieci bawią się w Central Parku. Ta pora jest chyba najpiękniejszą ze wszystkich. Chociaż wszystko ma swoje minusy, a mianowicie chodzi o to, iż w wiośnie jest coraz więcej par. Nawet Mia znalazła sobie chłopaka! Co samo w sobie nie jest strasznie raczej chodzi mi o samą osobę, którą pokochała - Aron Gonzales. Gitarzysta zespołu Luka. Jak taki człowiek mógł się spodobać mojej przyjaciółce? Rozumiem gdybym go nie znała, ale znam go aż za dobrze. Przez te prawie dwa lata naprawdę się zaprzyjaźniłam z Lukiem. Co więcej Luke jest z Australii! Zawsze chciałam tam pojechać, lecz nigdy nie miałam z kim. Z opisu chłopaka Sydney jest bardzo przyjemnym miastem. Bardzo dużo się tam dzieje. Zresztą w Nowym Jorku też nie ma co narzekać na nudę. Tutaj ludzie nie przejmują się opinią innych i robią co chcę, nawet jeśli to bardzo upokarzające. Ostatnio, nawet widziałam kobietę w stroju Ewy! A co śmieszniejsze kobieta na oko była w wieku mojej babci! Szkoda mi było tylko dzieci, które bawiły się w tym czasie w piaskownicy i mieli centralny widok na tą babcię. Cóż takie miasto. Ze znudzeniem spojrzałam na zegarek w telefonie. Zaraz powinien być. 
                             - Przepraszam czy to wolne miejsce? - nie patrząc na osobę, przytaknęłam. - Piękny dziś dzień, prawda? - spytał. Znudzona podniosłam na niego wzrok i zamarłam. Nie to nie możliwe. To nie prawda! Te roześmiane, czarne oczy. Te pełne jasno malinowe usta. To nie możliwe! W jednej chwili wstałam z ławki. Poczułam jak zaczynam drżeć. Do moich oczu napłynęły łzy. To nie możliwe do cholery! 
                             - Junhong? - szepnęłam, patrząc na uśmiechniętą twarz chłopaka. Nagle chłopak wstał i odszedł bez słowa. Przez chwilę nie mogłam ogarnąć swych myśli. Cały czas przed oczami miałam te piękne czarne oczy. Nierealne oczy. Czułam jak po moich policzkach płyną łzy. 
                             - Mia? - odwróciłam się w stronę przyjaciela, niemal od razu się w niego wtulając. Czułam nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej. 
                             - Widziałam go... - mruknęłam, dławiąc się łzami. 
                             - Kogo widziałaś? - spytał, mocnej obejmując mnie w pasie. 
                             - Junhonga. - odpowiedziałam. 



*********


30.05.2014 rok Nowy Jork, Stany Zjednoczone. 


                            Minęło dwadzieścia-osiem dni odkąd go ujrzałam w parku. Laura twierdzi, że to na pewno nie był on, lecz ja wszędzie bym rozpoznała te oczy. Jednak rozumiem ją boi się, że znowu popadnę w depresję. Cóż sama się tego boję. Z tego stanu trudno jest się wydostać - uzależniasz się od tej melancholii, nie potrafisz zaufać, boisz się cierpienia, ludzi. To takie straszne! Depresja jest niczym anoreksja - wpadasz raz i w każdej chwili może to wrócić. 
                              - Cześć, Mia! - do mojego pokoju wszedł uśmiechnięty Luke. Niemal od razu ujrzałam w jego oczach smutek. Z jego oczu można czytać niczym z otwartej księgi. Bardzo łatwo wyczuć jego emocje. A może dobrze go znam i to wiem? Znam jego nawyki. Westchnęłam ciężko.
                               - Co się stało, pingwinku? - spytałam, przytulając się do jego ramienia. Chciałam by poczuł, iż nie jest sam. Chociaż nie wiem czy można na mnie polegać - jestem słaba psychicznie. 
                                - Bo ja... znaczy mój zespół. Jak to powiedzieć? - westchnął ciężko, patrząc prosto w moje oczy. - Dostaliśmy szansę na trasę koncertową i chłopaki przyleli tą propozycję. Niedługo wyjeżdżamy. - dodał. Westchnęłam, widząc łzy w jego niebieskich oczach. 
                                - Gratulację, Luke! To dla was wielka szansa. - przytuliłam chłopaka do siebie. Przymknęłam oczy, czują ciepło jego ciała. Lubię jego ciepło jest takie przyjemne. 
                                - Będę tęsknić. - mruknął do mojego ucha. On chyba nie zdaje sobie sprawy, z tego jak ja będę za nim tęsknić. Mimo, iż nigdy tego nie mówiłam głośno: Luke Black oficjalnie stał się częścią mojego życia.
                                 - Ja też, pingwinku. Bardzo. - szepnęłam do jego ucha. Czyli po raz kolejny stracę ważną osobę? Może ciąży nade mną jakaś klątwa?
                                 - Oj tylko nie pingwinku! Nie lubię tego! - zaśmiał się rozbawiony. Mimowolnie wybuchłam śmiechem. Jeszcze trzy lata temu nie umiałam się śmiać. Czy znowu będę to przeżywać? Ten niewyobrażalny ból? Oh Boże dlaczego znowu zabierasz jedną z najważniejszych ludzi w moim życiu?
                                 - Jak chcesz, deklu. - zaśmiałam się cicho. Będzie mi go bardzo brakować.
                                  - Zołza. - pokazał mi język przez co walnęłam go w ramię. - Którą kocham. - dodał, przytulając mnie. Poczułam jak moje serce zaczyna bić nienaturalnie szybko. Luke... on mnie kocha?! Ale w którym sensie? Oby nie w takim w jakim myślę. Błagam was!
                                   - Luke, w jakim sensie mnie kochasz? - spytałam, głaszcząc go po plecach.
                                   - W takim w jakim nie powinienem. - zaśmiał się cicho. Kurwa no nie.     

piątek, 5 lutego 2016

하나, 둘, 셋 (jeden, dwa, trzy) - Rozdział 2

A/n - Myślę, że ten rozdział wyszedł nawet długi... xD Naprawdę przepraszam za tamtą nieobecność, postaram się naprawić swój błąd. No nic~

Miłego czytania~! 






Rozdział 2 



16.11.2012 rok, Seul, Korea Południowa


"Nie jestem wystarczająco silny, aby zostać. Nie mogę do ciebie dopiec. Nie mogę wrócić!
Dzieli nas tysiące mórz, nie możemy wrócić. 
Moje serce szaleje, gdy wiem, że muszę zostać."


                         Nasze pierwsze spotkanie... hm.. nie było zwyczajne, to też nie było przeznaczenie, raczej przymuszenie. Jednak to co nas potem połączyło, to było prawdziwe i zapewne nadal by trwało, gdyby nie pewne epizody. Nie sądzę czy chciałbym wrócić do tamtych czasów, można powiedzieć, że to zamknięty rozdział. Znaczy tak myślę, jednak nigdy nic nie wiadomo. Zawsze może coś się stać - coś znaczącego lub mniej znaczącego. Moim zdaniem wtedy nie byłem gotowy na miłość, zresztą teraz też nie jestem. Mimo, iż minęło kilka lat. Czy to co nas łączyło to było trwałe? Myślę, że nie, gdyż gdyby to było jak to nazwane jest "trwałe" to chyba byśmy teraz siedzieli wtuleni w siebie przed telewizorem, prawda? To raczej była przygoda, która miała znaczący wpływ na moje życie. 

                          Moje nadgarstki płonęły żywym ogniem, czułem jak pojedyncze kropelki krwi, kapią na podłogę. Mój stan fizyczny był w nie najlepszym stanie. Wszystko dookoła jest rozmazane, przez kropelki łez. Nie chciałem płakać, ponieważ to oznaka słabość. Moi oprawcy musieli się naprawdę dobrze przygotować, tylko szkoda, że nie zostawili chociażby apteczki. Naprawdę nie narzekałbym. Nie wiem, ile już znajduję się w tym pomieszczeniu, przykuty do krzesła, ale miałem już dość! Wszystko mnie bolało, a do tego byłem głodzony! 
                          Nagle drzwi wejściowe się otworzyły, a w nich stał drobnej postury chłopak. Niestety tylko tyle zdołałem zauważyć przez te piekielne łzy, które za chiny nie chciały zniknąć z moich oczu! Opuściłem głowę w dół, chcąc uspokoić swój organizm. 
                          - Jung Daehyun, mam rację? - spytał. Jego głos miał lekko dziecięcą barwę, lecz mimo wszystko był mocny. Nie miałem siły wykonać żadnego ruchu, ani wykrztusić chociażby jednego słowa. Chłopak jakby zauważył mój trud i podszedł bliżej mnie. Czułem jego delikatne palce na moim podbródku. Chciałem odsunąć w jakiś sposób głowę, lecz na marne, gdyż byłem bardzo osłabiony. 
                          - Piękny, tak jak mówiłem. A od teraz cały mój. - powiedział uśmiechając się lekko. Wzdrygałem się, starając się odsunąć co było w tamtej chwili nie do wykonania. 


                          Pamiętam jeszcze ten jego ohydny uśmiech. Dla wielu mógł być czarujący, ale w tamtej chwili mnie obrzydzał. Tak po prostu. Youngjae był nieprzewidywalny, aczkolwiek pociągało mnie to do niego. Jakim był człowiekiem? Trudno wyjaśnić. Z jednej strony był jak huragan, nie do zatrzymania, niszczący wszystko na swojej drodze, zaś z drugiej był po prostu skrzywdzonym przez los chłopakiem, który nocami marzył o miłość. Rzecz jasna przez te lata mógł się zmienić. Myślę, że strona, z której się najczęściej pokazywał była maską, która po jakiś czasie zaczęła pękać. Wiem również, że on specjalnie mnie porwał i to nie dla okupu. To raczej... raczej to była informacja dla mojej byłej dziewczyny. Znaczy tak mi to wtedy powiedział "Niech każdy wie, iż należysz do mnie", chociaż nie czuję się, ani nie czułem się jakoś specjalnie przywiązany do jego osoby. Mogę stwierdzić, że po prostu go lubiłem jako osobę. Jednak to nie była miłość, wiążąca na całe życie! To raczej było... zauroczenie lub chwilowa miłość. Nic dodać, nic ująć. Zresztą nieważne, wracajmy do naszego pierwszego spotkania. 


                           - Czego ode mnie chcesz? - spytałem. Starając się zagłuszyć szum, który słyszałem. 
                           - A dlaczego porywa się piękne osoby? Chce, żebyś był tylko mój, Daehyunnie. - zaśmiał się permisywnie, Jednym ruchem chwycił tył mojej głowy przyciągając mnie do pocałunku. Nie odpowiedziałem mu na pieszczotę. Po prostu nie mogłem się ruszyć, nigdy wcześniej nie byłem w takiej sytuacji. Do jasnej anielki, ja miałem narzeczoną! Nie mogłem odwzajemnić tego pocałunku! Poza tym, nawet tego nie chciałem. Nie poczułem motylków w brzuchu, ani nie miałem zawrotów głowy. Wtedy to nie było to. - Unikasz. Oj nie ładnie, kotku. - powiedział, gdy się ode mnie odsuną. Nie odpowiedziałem, w tamtej chwili marzyłem tylko o tym, aby ten ohydny smak jego ust znikł z mej buź. Papierosy połączone z kawą. Dwie rzeczy, których nienawidziłem najbardziej. 


                           Co znaczył dla mnie ten pocałunek później? Hmm.. nic. Po prostu się wydarzył, nie miał dla mnie zbytniego znaczenia. Yoo Youngjae jako "ukochany" też nie miał, był po prostu przygodą, odskocznią. Chyba nigdy nie żywiłem do niego naprawdę mocnych uczuć. Chociaż były momenty, w których sam się gubiłem. 


                           - Wrócę tu wieczorem, a wtedy pogadamy, mój słodki króliczku. - rzekł, cmokając mnie w usta. Wtedy nie myślałem o tym wszystkim, chciałem uciec za wszelką cenę i udało się, ale w naprawdę złym dla mnie momencie. Nie wiem, ile czasu spędziłem tamtej nocy na myśleniu o tym wszystkim. Nie wiem, ile łez wtedy wylałem. Do tej pory nie potrafię na to odpowiedzieć i chyba nie chce. To było nasze pierwsze spotkanie i chyba ono miało najmniejsze dla mnie znaczenie. Po prostu się zdarzyło, nic więcej. 






28.01.2016, Nowy Jork, Stany Zjednoczone.


                             Skończyłem pisać. Dlaczego to napisałem? Nie wiem, po wczorajszym zdarzeniu w parku wspomnienia wróciły, a ja jak idiota musiałem je zapisać. Kiedyś obiecałem sobie, że nie wrócę do tamtego okresu, a teraz? Piszę moją historię w niewielkim, fioletowym notatniku. Na pewno Mirae byłaby ze mnie zadowolona, nie ma co. Kochałem ją najbardziej na świecie, jednak okazała się zwykłą tlenioną suką. Zawsze na takich ludzi trafiałem i zapewne będę trafiał. Jednak istnieją jeszcze wyjątki. Niemal od razu w mojej głowie, pojawił się obraz uśmiechniętej Mii. Odchyliłem głowę do tyłu, patrząc na kremowy sufit. "Jest w porządku nawet jeśli nie mogę cie kochać". Pamiętam jak po raz pierwszy wyznała mi miłość. Jednak nie chciałem jej ranić, dlatego powiedziałem, że nie potrafię kochać. Od tamtej pory Mia nie zadawała zbędnych pytań "dlaczego", co było mi na rękę. Nie chciałem wracać do przeszłość, ale czemu teraz zmieniłem zdanie i mam ochotę pobiec do niej i opowiedzieć całą historię? Jestem zbyt mocno skomplikowany, nawet sam siebie nie rozumiem. Za dużo myśli kłębi się w mojej głowie. Za dużo wszystkiego. Może powinienem się leczyć? Oczywiście po tym jak uciekłem z tamtego miejsca, moi rodzicie wysyłali mnie do psychologa, abym zaczął "normalne życie". Jednak te całe rozmowy z tamtym człowiekiem nie pomogły mi w żadnym stopniu, tylko przyprawiały mnie o bóle głowy. Tak szczerze, to już nawet nie pamiętam imienia tego całego lekarza. Nie potrzebnie moi rodzicie wydalali na te spotkania kasę, lecz nie kłóciłem się, ponieważ to było komiczne - ich zachowanie, przerażenie. 
                              - Daehyunnie, śpisz? - usłyszałem za sobą za sobą słodki, drżący głos. Mimowolnie odwróciłem się w stronę dźwięku. Moim oczom ukazała się ubrana tylko w za dużą koszulkę z logiem jakiegoś zespołu rock'owego Mia. Na jej bladych policzkach widniały delikatne rumieńce. Głowę ma lekko spuszczoną. Wiedziałem, że tak będzie, ta dziewczyna nie potrafi oglądać horrorów. 
                             - Mia, mówiłem ci, że nie powinnaś oglądać takich filmów, ponieważ później nie możesz spać. - stwierdziłem spokojnie, przyglądając się zawstydzonej dziewczynie. - Chociaż to urocze, że musisz po takim filmie do mnie przychodzić. Nie lubię spać sam, a ty jesteś cieplutka i milutka. - dodałem śmiejąc się cicho pod nosem. 
                             - Grabisz sobie, Jung! - warknęła, waląc mnie w ramie. Mimo, iż szatynka to drobna dziewczyna, umie mocno przywalić. Naprawdę pokonałaby nie jednego chłopaka! W tym mnie, co jest przerażające! Szczerze to zaczynam się bać o chłopaka, który ją pokocha.
                             - Zdaję sobie z tego sprawę, Gillies. Ale przyznaj, że takiego mnie kochasz! - powiedziałem, tuląc obrażoną dziewczynę. Możliwe, iż nasze zachowanie jest dwuznaczne, jednak mam to gdzieś. Kocham ją przytulać, ponieważ ciepło jej ciała szybko na mnie przychodź. Zresztą sama Mia też lubi mnie przytulać! Poza tym ona jest dla mnie bardzo ważna, więc nie widzę w tym problemu.
                             - Dobra, kretynie, idę spać! Jak skończysz dumać to też się połóż. A! no i nie zapomnij, że jutro mamy kolokwium z harmonii! - rzekła, odsuwając się ode mnie, aby umieścić się na moim łóżku. Ciekawe jaki bym był, gdybym jej nie poznał? Zapewne byłbym jakiś bandytą, albo maminsynkiem. Westchnąłem ciężko gasząc światło. Szybko wskoczyłem do łóżka, obejmując Mię w tali. Zasnąłem nie wiedząc kiedy.