piątek, 18 marca 2016

하나, 둘, 셋 (jeden, dwa, trzy) - Rozdział 4

A/n: Przepraszam za moją nieobecność, ale w szkole mam teraz urwanie głowy naprawdę nauczycieli pojebało do reszty... :( No cóż przynajmniej wstawiam rozdział...! xD Który ma tylko 2361 słów... i jest beznadziejny, ale na to proszę o przymknięcie oka :D





Rozdział 4



29.01.2016, Nowy Jork Stany Zjednoczone




                    Ze znudzeniem obserwowałem przechodzące, śliniące się na mój widok dziewczyny. Nie, że mi to przeszkadza, ale to trochę dziwne. Nawet bardzo. Rozumiem bycie cichą wielbicielką, co więcej nawet chciałbym taką mieć, lecz nie na pętku takich. To chore! Westchnąłem ciężko, opierając się o oparcie. Ciekawi mnie jak długo jeszcze będą się za mną uganiać. Jak to Mia nazwała - Daehyunmania musi dopiec końca! Zgadzam się z tym przesłaniem, ale nie z nazwą. Nawet się o to kłóciliśmy! Jednak i tak wygrała. Jeszcze nigdy nie widziałem tak upartej istoty jaką jest ona! Dosłownie diabeł wcielony! 
                     - Jung Daehyunnie! Nie zgadniesz czego się dowiedziałam! - Moje przemyślenia przerwał krzyk szatynki. Westchnąłem ciężko, spoglądając na nią kątem oka. Uwielbiam ją, ale jej "odkrycia" zazwyczaj źle się kończą. Raz przez to wylądowaliśmy na komisariacie! No cóż przynajmniej było śmiesznie. 
                      - Co znowu wymyśliłaś? - spytałem, wpatrując się w ścianę. Nie wiem czemu, ale mam złe przeczucia. 
                       - Jakiś gang jest w naszym mieście i to naprawdę niebezpieczny! Mówili o tym w telewizji! - pisnęła, ręką odgarniając włosy do tyłu. Gang? Co oni w tej telewizji nie wymyślą? Może niedługo będą szpiegować nas jako obywateli albo zaczną wymyślać jakieś morderstwa jak robili to niecałe pięć miesięcy temu. Po prostu skończyły im się tematy. Ostatnio też coś pisało o tym, że Obama należy do jakieś sekty, a kiedy indziej pisali, że miał być księdzem. 
                       - Mia, nawet jeśli mieszkałby tutaj jakiś gang to zapewne nie dotknęliby cię. A nawet gdyby to szybko by cię zwrócili. - mruknąłem, odwracając się przodem do dziewczyny, która nad czymś myślała. Co ja mam z tą kobietą?! 
                        - Czy ty właśnie powiedziałeś, że jestem nie do wytrzymania, ty baranie! - krzyknęła, waląc mnie w ramie. Mimowolnie się zaśmiałem. Może miałem dzisiaj zły humor, ale ona bardzo szybko, nieświadomie potrafi mi go poprawić. Szybkim ruchem złapałem Mię za nadgarstki. Jasnooka wybuchła śmiechem spoglądając w bok. Popatrzyłem na dziewczynę zdezorientowany. - Oj chyba twoje adoratorki mnie nie lubią. - wysapała, siadając obok mnie. Mentalnie wywróciłem oczami na jej słowa. To jest jedną z rzeczy, które dają mi do myślenia. Niemal cały czas Mia trzyma się słów, że mnie kocha, ale nie jest o mnie zazdrosna. To dziwne, ponieważ o ukochaną osobę powinno się być zazdrosnym! Chyba, że dobrze udaje, bądź chce sobie to wmówić, aby zapomnieć o Junhongu. Tak, słyszałem o nim od Laury. Bo przecież Mia nic nigdy ważnego nie powie!
                        - Mia! Mia! - krzyk dziewczyny odbił się echem po prawie pustym korytarzu, Zdziwiony spojrzałem w stronę biegnącej w naszą stronę blondynki. Wyglądała jakby zobaczyła ducha!
                        - Coś się stało? - spytała przejęta szatynka. Sad chwile milczała próbując uspokoić oddech.
                        - Luke wraca! - pisnęła po chwili ciszy niebieskooka, Kto to Luke? Nagle na ustach Mii pojawił się szeroki, szczery uśmiech. Widziałem jej oczach wesołe iskierki, które pod wpływem łez błyszczały sto razy bardziej. Może nie wiem kim jest ten koleś, ale biorąc pod uwagę reakcję mojej przyjaciółki śmiało mogę stwierdzić, że jest dla niej bardzo ważny.
                        - Naprawdę? - szatynka, przegryzła dolną wargę, powstrzymując tym łzy.
                        - Tak właśnie Aron dzwonił! Jednak... może nie powinnam tego mówić teraz? Wiesz egzaminy. - westchnęła blondynka.
                        - Nie, nie dałaś mi motywację, aby jak najlepiej napisać! Kiedy wrócić, chce mieć się czym pochwalić! - rzekła Gillies. Mimowolnie zaśmiałem się. Kocham w jaki sposób chce stać się lepsza - chociaż czasem to jest bardzo przerażające! Jednak kocham ją za to że dodaje mojemu życiu smaczku.
                        - Kim tak w ogóle jest ten cały Luke? - spytałem rozbawiony. Nagle dziewczyny spojrzały w moją stronę z niemałym zdziwieniem. - No co? Nic o nim nie wspominaliście! - dodałem na obronę. Ich wzrok peszył. Poza tym to nie moja wina, że są zapominalskie!
                        - Luke to tak jakby były chłop... - nagle Mia uderzyła blondynkę w tył głowy. Na co się zaśmiałem krótko. - kolega Mii. - poprawiła się, rozmasowując tył głowy. Wiem jak to jest oberwać od takiej Mii Gilles i nie życzę tego nikomu! Dosłownie jakby walną cię jakiś John Cena czy coś w tym stylu.

                        - Śpiąc głęboko w moim sercu, Pozwalasz mi oddychać. Tak głęboko w moich wspomnieniach, - czułem jak moje serce przyśpiesza, a mój oddech staje się płytki. Kątem oka spojrzałem na przyjaciółki, które zawrzecie o czymś dyskutowali. Zacząłem rozglądać się po sali, aby ujrzeć kto śmiał puścić tą piosenkę. Błagam wyłączcie to! Przymknąłem oczy czując zbierające się w nich łzy. - Zabierasz mój ból i westchnienie zamieniasz w łzy. - zatkałem rękami uszy, aby nie słyszeć słowa więcej. Błagam...



*Mia*


                         - Daehyunnie! - krzyknęłam, widząc osuwającego się na podłogę chłopaka. Złapałam bruneta w ostatniej chwili. Delikatnie szarpnęłam jego ramieniem, bez rezultatu. Mój wzrok powędrował na jego dłonie, w których trzymał jakiś naszyjnik. Zdziwiona spojrzał na jego niespokojną twarz. Nagle poczułam na ramieniu rękę przyjaciółki. 
                         - Idę po higienistkę! - powiedziała, odbiegając od nas. Wzięłam do ręki przedmiot znajdujący się w dłoń chłopaka. Przedmiot jest zrobiony ze złota i jest w kształcicie serca. Na nim jest wygrawerowany napis "DaeJae". Kątem oka zauważyłam dwie sylwetki. Obserwowali nas. Czułam się dziwnie,.. taka niespokojna. Chłopacy nie odeszli, widząc moje spojrzenie skierowane w ich stronę. Westchnęłam ciężko, przenosząc wzrok na twarz chłopaka, która w tej chwili wyrażała ból. 
                          - Tam, proszę pani! - usłyszałam krzyk Laury. Moim oczom ukazała się moja przyjaciółka i szaro-włosa kobieta z dużymi okularami na nosie - pani Lopez, Mój wzrok znowu powędrował w stronę obserwujących nas chłopaków. Tym razem mogłam dojrzeć ich twarze, ponieważ podeszli do nas na kilka kroków. Dziwne, nigdy w życiu ich nie widziałam. Jeden z nich miał rude lekko lokowane włosy, zaś drugi czarne niczym słoma. Rudowłosy wyglądał jakby miał zaraz zemdleć. Był blady jak ściana! Z jego oczu bije przerażenie i zmartwienie. Czy on i Dae znają się? Chyba nie, ponieważ Jung niemal od razu by nam powiedział! Za to czarnowłosy wyglądał jakby zaraz miał uciekać. Może to ten gang? Chociaż zapewne nie. Westchnęłam ciężko, patrząc na Hyuna. Nie wyglądał najlepiej. Może to ma związek z piosenką, która leciała niedawno w głośnikach szkolnych? 
                         - Nic mu nie będzie to tylko lekkie zauroczenie. Jednak i tak muszę go zabrać do pokoju, aby odpoczął, za to wy marsz na egzamin! - rzekła pielęgniarka. Takie kobiety powinny być zakazane! Jak niby mam skupić się na egzaminie, gdy mój przyjaciel jest ledwo przy życiu... dobra może trochę przesadzam, ale to jest mój przyjaciel do cholery! Już miałam zamiar coś powiedzieć tej babie, lecz Laura powstrzymała mnie odciągając od pielęgniarki.
                          - Zgłupiałaś?! - krzyknęła szeptem.
                          - To nasz przyjaciel powinniśmy być przy nim! - warknęłam, odwracając się w stronę baby, ale jej nie było... Dae również. Jak oni..? Mimowolnie spojrzałam w drugą stronę korytarza, w której przed chwilą stali dwaj chłopacy. Nie było ich. Co się tutaj dzieję?!
                           - Ej... Mia, gzie oni się podziali? - spytała zdziwiona Sad. Nie odpowiedziałam jej, tylko zaczęłam bieg w stronę gabinetu higienistki. Weszłam do środka. Nikogo nie było.


*Daehyun*


                          Obudziłem się cały obolały. Nawet mięśnie, o których pojęcia nie miałem mnie bolą! Westchnąłem ciężko podnosząc się do pozycji siedzącej. Chwila! Gdzie ja jestem?! Gabinety pielęgniarki tak zdecydowanie nie wygląda, a tym bardziej moje mieszkanie! Zdziwiony spojrzałem na moją komórkę, która leżała na szafeczce obok. Aish, rozładowany! Odłożyłem telefon tam gdzie leżał i postanowiłem wstać i sprawdzić, gdzie się znajduję. Choć z tego co widzę to w jakimś hotelu, a skąd tak sądzie? Ponieważ na kołdrze jest logo jednego z najlepszych hoteli w całym Nowym Jorku!
                            - Daehyunnie, znalazłam cię! - mimowolnie spojrzałem w stronę osoby mówiącej. Przed moimi oczami stała uśmiechnięta od ucha do ucha Mia. W jej oczach zobaczyłem nienaturalne iskierki, może to od słońca wpadającego przez okno? Chociaż nie, ona nie umie się aż tak cieszyć, ani uśmiechać tak szeroko! Czy ona ćpała coś?! W trybie natychmiastowym wstałem z łóżka i podszedłem do rozanielonej Mii.    
                            - Mia, co ci się stało? - spytałem przerażony, przytulając szatynkę do swojej klatki piersiowej. Boże co ona zrobiła?!
                            - Nic, tylko troszkę hormony mi buzują! - wybuchła śmiechem. - Śmierdzisz~! - pisnęła, odpychając mnie.
                            - Usiądź... proszę! - powiedziałem, ciągnąc dziewczynę w stronę dużego, miękkiego łoza. Kiedy moja przyjaciółka zaciekawiła się oświetlaniem, wyszedłem z pokoju. Może to nie odpowiedzialne, ale muszę się dowiedzieć co się właściwie działo, gdy byłem nieprzytomny! Nagle usłyszałem szum wody, czyli ten człowiek, który (mam nadzieję) jest w stanie mi powiedzieć co się stało jest w łazience? Dobra. Usiadłem pod ścianą i czekałem. Westchnąłem ciężko, wpatrując się w sufit, który był w kolorze zboża. Pamiętam jak byłem dzieckiem i razem z tatą bawiliśmy się w chowanego w zbożu, bądź w pszenicy. Muszę przyznać, że nigdy nie potrafiłem znaleźć ojca w tych badylach! Za to on nie miał z tym najmniejszego problemu. Pamiętam zawsze jak wracaliśmy do domu cali w kurzu lub czymś ubrudzeń mama, wyrzucała nas na dwór się umyć, a skoro nie chciało nam się iść do najbliższej stacji benzynowej (która mieściła się zaledwie kilometr od naszego domu), myliśmy się w ogrodzie przy pomocy węża ogrodowego. Chciałbym wrócić do tamtych czasów, albo chociaż odwiedzić rodziców. Szkoda, że to nie jest takie łatwe. Nagle drzwi od łazienki otworzyły się z wielkim hukiem. Nie patrząc na osobę, która przerwała moje myśli, wstałem z podłogi. Gdy już byłem na nogach, spojrzałem na chłopaka. Właśnie pożałowałem wstania z zimnej podłogi.
                            - Hyunnie, odnalazłem cię! - pisnął, półnagi chłopak. Czułem jak robi mi się słabo od jego głosu, wyglądu. Nic się nie zmienił! - Po tylu latach! 
                            - Tylko nie ty, błagam! - szepnąłem, łapiąc się za głowę. Dlaczego po mimo bólu jakiego mi zadał cieszę się z jego powrotu? Dlaczego mam ochotę znowu poczuć jego bliskość?! Poczułem jak do moich oczu napływają łzy.
                           - Nie płacz, kochanie! - rzekł rzucając mi się na szyję. Czułem jak moje serce przyśpiesza swój rytm. Odepchnąłem od siebie swój koszmar i poszedłem do pokoju, w którym znajdowała się szatynka. Bez żadnych zbędnych słów, wziąłem dziewczynę na ręce i ruszyłem do wyjścia  z hotelu. Mimo na wołań mojego niegdyś porywacza, wyszedłem z budynku. Nie wiem czemu, ale z moich oczu poleciały łzy, a w środku czułem się pusty niczym lalka. Jak udało mu się mnie odnaleźć? Czemu nie dał sobie spokoju?! Mimowolnie wtuliłem w siebie śpiącą przyjaciółkę. Co się ze mną dzieję?!
                            - Junhong... Junhong... - spojrzałem na spokojną twarz szatynki, która mamrotała pod nosem imię byłego chłopaka. Naprawdę musiała go kochać. Wzdycham ciężko, idąc przed siebie. Nagle poczułem na nosie coś mokrego. Delikatnie uniosłem głowę do góry, patrząc na zachmurzone niebo. Czy anioły też niczym ja chcą płakać? Czy one też zostały skrzywdzone? Nagle poczułem jak Gillies zaciska swoją rękę na moim podkoszulku. Nie czułem zimna, mimo tego, iż pogoda nie była zadowalająca. Jednak.. cieszę się na ten deszcz, ponieważ idealnie opisuję moje samopoczucie. Westchnąłem ciężko przyśpieszając trochę swój krok. Nie chce by Mia zmarzła, a co gorsza zachorowała. Nie ma takiej mowy! Gdy byłem już pod blokiem akademika, zatrzymałem się. Czy powianiem pokazać się w takim stanie przed Laurą? Która w każdy poniedziałek siedzi u nas. Raz kozie śmierć... wszedłem do środka z dziewczyną na rękach. W tamtej chwili dziękowałem w Bogu, że mieszamy na parterze. Podszedłem pod drzwi naszego pokoju i odtworzyłem drzwi łokciem. Niemal od razu podbiegła do nas blondynka ze łzami w oczach.
                          - Dae, żyjesz! Jak się cieszę! - pisnęła, podskakując w miejscu. Mimowolnie na moich ustach pojawił się delikatny, praktycznie niewidoczny uśmiech. - Co z nią się stało?! - spytała, pokazując palcem na szatynkę.
                          - Nie mam bladego pojęcia. Niedługo powinna się obudzić. - oznajmiłem, wchodząc w głąb salonu, dziewczynę kładąc na sofę. Przymknąłem na chwilę oczy, czując ból głowy. To był naprawdę ciężki dzień. Westchnąłem ciężko, kierując się w stronę kuchni. Mam ochotę wypić coś z wieloma procentami, aby zapomnieć.Gdy w ręku trzymałem upragnioną butelki alkoholu, zasiadłem do stołu.
                         - Nie zamierzasz pić, prawda? - spojrzałem się smutnym wzrokiem na Laurę, która z niepokojem wpatrywała się we mnie. Nie odpowiedziałem, tylko nalałem sobie trochę płynu do literatki. Przymknąłem oczy, delektując się gorzkim smakiem. Nie czułem się dobrze, łamiąc obietnicę złożoną ojcu, lecz nie mam wyjścia! Chce zapomnieć, zatracić się w swoim świecie, do którego nikogo nie wpuszczę! - Daehyunnie, co cię trapi? - spytała łagodnym głosem dziewczyna. Niemal od razu przed oczami widziałem jego twarz. Te brązowe oczy... malinowe usta, wyginające się w asymetrycznym uśmiechu. Aish czemu o nim myślę?!
                        - Chce być sam. Przepraszam cię. - mruknąłem, dolewając sobie trunku.
                        - Na pewno? Mogę ci potowarzyszyć, nie będzie z tym problemu. - zaproponowała, posyłając w moją stronę łagodny uśmiech. Westchnąłem ciężko, patrząc dziewczynie prosto w oczy.
                        - Nie. Muszę sam sobie z tym poradzić, poza tym nie dasz rady mi pomóc z tą sprawą. - odparłem, wlewając w siebie kolejne procenty. Usłyszałem szmer zamykających się za blondynką drzwi. Może nie potraktowałem jej za miło, ale naprawdę sobie z tym poradzę... chyba. Odchyliłem głowę do tyłu, czując w gardle nieprzyjemne pieczenie. Nie przejąłem się tym zbytnio.


-------

                         Westchnąłem cicho, czując jego zimne dłonie na moim rozpalonym ciele. Było mi tak przyjemnie, tak idealnie! Jęknąłem prosto w jego usta, gdy poczułem jego dłoń na moim penisie. Może to nieetycznie, przecież jesteśmy tą samą płcią, ale... jest mi tak dobrze, że nie mogę się powstrzymać, chce tego. 
                          - Jesteś idealny. - mruknął prost w moje ucho. Wzdrygałem się na to, teraz odczuwam wszystko miliony razy bardziej. Najmniejsze muśniecie jego ust, z moją skórą. Nigdy nie sądziłem, że mój pierwszy raz będzie z chłopakiem, ba nawet o tym nie myślałem! Westchnąłem cicho, czując jak delikatnie masuję moje czułe miejsce. - Taki bezbronny i seksowny. - westchnął, gryząc opłatek mojego ucha,     
------



                           - Taki żałosny. - westchnąłem, kończąc swoją kolejkę. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wtedy tego pragnąłem, nie powiedziałem aby przestał. Dałem się wykorzystać i omamić jakiemuś terroryście! To nie tak miałem spędzić swoje nastoletnie życie, nie u jego boku. Powinienem być zły za to co mi zrobił, lecz nie potrafię. Nie umiem tak po prostu zapomnieć tych cudownych chwil, pomimo, że było ich mało. Dlaczego tak szybko mu wybaczam? Dlaczego nie mogę po prostu go nienawidzić?! - To nie tak miało być... - mroczę, nalewając ostatnie kropelki alkoholu do literatki. Kiedy ja to wypiłem? Zresztą po co mi ta wiedza? Mam ważniejsze rzeczy na głowie....