czwartek, 16 czerwca 2016

하나, 둘, 셋 (jeden, dwa, trzy) - Rozdział 7

A/n: A więc ten tego... no... rozdział nie jest taki jakiego się spodziewacie, ale mnie się podoba przez jedną i bardzo interesującą osobę, ale ciekawi mnie czy wam też się spodoba, więc piszcie w komentarzach :D
To chyba by było na tyle z mojej przemowy... więc:
Miłego czytania~~ 





Rozdział 7 



                Dlaczego na tym świecie nie ma ciągłego szczęścia? Dlaczego Bóg stworzył również problemy, ból, a przede wszystkim złych ludzi? A może to tylko gra, aby zdobyć "klucz" do wiecznego, spokojnego życia w niebie? Ach, ciągle zadaję sobie to pytanie, ale nigdy jeszcze nie potrafiłam na nie trafnie odpowiedzieć. Czyżby ziemia miałaby być tym słynnym piekłem a może jest zwykłym przystankiem? Dlaczego nie mogę przestać o tym myśleć? Westchnęłam ciężko wstawiając kolejne kroki. Dlaczego tylko ja mam takie myśli? Mimowolnie wywróciłam oczami. Gdy stanęłam przed odpowiednimi drzwiami, na mojej twarzy zakwitł uśmiech - może lekko wymuszony, ale uśmiech do uśmiech! Zapukałam w drewno dwa razy, jednak nikt się nie pojawiał przez dłuższy czas. Czyżby go nie było? Nie, niemożliwe, przecież nie ma dzisiaj żadnych wykładów! Tak. szpieguję mojego chłopaka i co? Na moim miejscu wszystkie by tak robiły, bo przecież on jet taki przystojny i popularny. Westchnęłam ciężko, ciągnąc za klamkę. Drzwi było otwarte, co zresztą nie było nowością on nigdy nie zamykał drzwi. 
               - Louis, jesteś w domu?! - krzyknęłam, przy okazji rozglądając się po ładnie, lecz bardzo syfiastym domu. Czy on kiedykolwiek tutaj sprząta? Kocham go, ale nic by się przecież nie stało jakby po obie posprzątał! Poza tym jak już będzie moim mężem nie będzie miał wyjścia! Z rozbawieniem wspięłam się po schodach. Bez żadnego pukania ani niczego takiego, weszłam do środka. Niemal od razu uderzył we mnie  ohydny zapach. Zdezorientowana spojrzałam w stronę łóżka, licząc na to, iż ujrzę swojego narzeczonego. Jednak to co tam ujrzałam wywróciło mój świat do góry nogami. Mimowolnie do moich oczu napłynęło wiele łez, które po chwili płynęły wzdłuż mojej twarzy. - Ty męska dziwko! - krzyknęłam, podchodząc do łóżka. Wtedy na mnie spojrzał swoimi pięknymi, zielonymi niczym wiosenna trawa oczami. Mogłam z nich wyczytać zdziwienie jak i zdenerwowanie. Nie potrafiłam nad sobą zapanować. Jednym zwinnym ruchem zwaliłam z niego złotowłosą, półnagą kobietę. Zaczęłam uderzać go w gołą klatkę piersiową. 
               - Laura, to nie tak. Kochanie, uspokój się! - powiedział, łapiąc mnie za nadgarstki. - Poza tym powinnaś do mnie dzwonić, kiedy chcesz się spotkać. - dodał, patrząc na mnie morderczym wzrokiem. 
              - Miałam dzwonić?! Jesteś naprawdę żałosny, Louis! To koniec, skurwysynie! - pisnęłam, próbując się wyrwać na marne. - Zostaw mnie! 
               - Nie możesz ze mną zerwać, rozumiesz?! Nie pozwalam ci na to! - znienacka złapał mnie za włosy, ciągnąć je. Bolało, ale i tak to było nic w porównaniu z bólem jaki zadał mojemu sercu. Jednak ziemia to piekło a nie żaden przystanek. 
               - Zostaw ją! - do moich uszu dobiegł przeraźliwy krzyk. Zdziwiona spojrzałam w kierunku drzwi. Stał tam dobrze zbudowany mężczyzna. Niestety nie mogłam dostrzec jego twarzy, ponieważ miał na sobie maskę, która zakrywała połowę jego twarzy. Jednak skądś kojarzyłam jego głos - tylko skąd? 
               - A ty kim jesteś, żeby mi rozkazywać?! - krzyknął mój były chłopak, odpychając mnie. Na szczęście upadłam na miękkie łóżko. Zamaskowany chłopak rzucił się na Louisa. Pierwsze, drugie, trzecie uderzenie i mój były upadł na kolana, cały zakrwawiony. I to ma być facet?! Co ja w nim widziałam? Westchnęłam ciężko, czując za sobą obecność, tej taniej dziwki, która prawie współżyła z moim byłym. Tandeta.  
               - Laura, idziemy! - chwila to on zna moje imię? Zdziwiona spojrzałam się na czarnowłosego mężczyznę. Ten nie widząc u mnie żadnej reakcji, złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia. - Też sobie chłopaka znalazłaś... Już małpa byłaby lepsza - warknął w moją stronę. Prawdę mówiąc nie wiem jak mam się zachować w jego towarzystwie. Mam jakoś odpowiedzieć czy po prostu zamilknąć? Przegryzłam delikatnie dolną wargę. 
                - To był mój narzeczony... - wymamrotałam. 
                - Nie masz nosa do facetów - odparł, nawet na mnie nie spoglądając. Może nie powinnam się interesować, ale ciekawi mnie kto kryje się za tą czarną maską. Czy on jest jakoś powiązany z Louisem? Bardzo prawdopodobne, ponieważ do niego wpadł. A może Louis ma jakieś długi, a ten facet to członek jakieś mafii? Ale gdyby tak było to czy pomógłby mi? - Nie myśl tyle, bo ci głowa pęknie. Poza tym nie musisz poświęcać swoich myśli mojej osobie, ponieważ to za wcześnie. Preferuję najpierw poznanie się, a potem wzdychanie do siebie. No chyba, że jesteś szybka - zaśmiał się cicho. Czy on właśnie...? Szybkim i gwałtownym ruchem wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku. Dlaczego ja wcześniej tego nie zrobiłam? Zażenowana spuściłam głowę w duł. 
              - Ja... nie... to nie tak... - chciałam odpowiedzieć na jego wypowiedź jakoś sensownie, ale nic nie poszło tak jak bym chciała. 
              - Jesteś bardzo urocza - zaśmiał się po raz kolejny. W nagłym przypływie odwagi spojrzałam się w jego oczy, które wydały się dla mnie bardzo ładne i tajemnicze, ale również znajome. Znam je? Mężczyzna bez żadnego ostrzeżenia przybliżył swoją twarz do mojej. Dzieliło nam tylko kilka centymetrów. Szybkim ruchem odsunęłam się od niego, potykając się o kamień leżący centralnie za mną. Gdy byłam naszykowana na twarde lądowanie, moją talię objęły silne ramiona. Kiedy zdałam sobie sprawę kto mnie trzyma miałam ochotę zapaść się pod ziemię. - Aż tak cię powalam? - zapytał ze śmiechem. Nawet śmiech brzmi tak bardzo znajomo! 
               - Kim jesteś? - spytałam, patrząc w prost w jego ciemne oczy. 
               - A czy to takie ważne? Ja znam ciebie i całe twoje życie, a moje dane powinny, na razie, zostać przed tobą ukryte. Ale wiesz co nigdy nie pomyślałem, że będę trzymać tak przyjemny ciężar w moich ramionach. Wiesz przeważnie to muzę się nacieszyć tylko twoim widokiem, a teraz? Mam cię w ramionach, a co więcej nie mam wcale ochoty cię z nich puszczać - rzekł, cały czas patrząc prosto w moje oczy. Nie wiedziałam co mam zrobić, ale ten głos, te piękne oczy... to wszystko źle na mnie działa. Czuję jak moje serce zaczyna szybciej pracować, a w podbrzuszu czuję bardzo dziwny uścisk. Co to wszystko znaczy?! 
               - Puść mnie! - pisnęłam, próbując się wyrwać. Mimo, że dobrze czułam się w jego ramionach... nie mogę! Nie znam go i po jego wyglądzie mogę stwierdzić, że nie jest grzecznym chłopcem! A ja kończę z typowymi bad chłopcami! Mężczyzna nie chętnie wykonał moje polecenie. Odetchnęłam z ulgą, gdy poczułam grunt pod nogami. 
               - To... może odprowadzić cię do domu? Wiesz jest ciemno i nie wiadomo co może się stać! Jednak wiesz co? Nawet jeśli mi odmówisz i tak pójdę za tobą, jak robię to od kilku lat...  - powiedział, ruszając w kierunku mojego domu. Westchnęłam ciężko, drepcząc za czarnowłosym mężczyzną. Mimo, iż mi pomógł czuję do niego wielki dystans, który za pewnie jest spowodowany jego wyznaniami. Jednak po część czuję do niego wdzięczność i lekkie zainteresowanie. Tak, jestem zainteresowana jego osobą, ale to przez to, że czuję się jakbym go znała! Nie moja wina! Chociaż ciekawi mnie skąd u mnie takie przeczucie. Może kiedyś widziałam kogoś podobnego z oczu, albo słyszałam gdzieś jego głos. Mimowolnie spojrzałam na plecy idącego przede mną mężczyzny. Muszę przyznać, że jego sylwetka jest bardzo imponująca. Nie jest przesadnie umięśniony, widać, że sam pracował na swoje mięśnie, bez żadnych zbędnych wspomagaczy. Lubię wysportowanych mężczyzn - dlatego zwróciłam uwagę na Lou. Mój były jest jednym z najlepszych piłkarzy w Nowym Jorku. Zawsze, gdy u niego nocowałam, przytulałam się do niego najmocniej jak tylko mogłam. Uważam, że jak mężczyzna ma mięśnie można czuć się przy nim bezpiecznie. 
                 - Mówiłem, byś nie zadręczała tej swojej pięknej główki - nawet nie zauważyłam, że te tajemnicze ciemne oczy są wpatrzone w moją osobę. Zdezorientowana spojrzałam na mojego rozmówce. 
                 - Jak w ogóle mam się do ciebie zwracać? - zignorowałam jego komentarz. Nie widziałam potrzeby, aby na niego odpowiadać. Jednak widziałam jak mężczyzna na moje pytanie mruży oczy, co oznaczało, że się uśmiecha. 
                 - Mów mi: Gukkie. Wystarczy mi to - odpowiedział, ruszając dalej. "Gukkie" od czego to niby zdrobnienie? Warknęłam cicho, wywracając oczami. Nie obraziłabym się, gdyby podał swoje imię i nazwisko. Naprawdę to takie trudne? 
                 - Od czego to zdrobnienie? 
                 - Od mojego imienia. Tylko wiesz to druga jego część - nagle mężczyzna się zatrzymał i spojrzał na blok, w którym mieszkałam. Okolica może nie była jakoś specjalnie bezpieczna, ale kupiłam to mieszkanie tylko dlatego, że lubię dreszczyk emocji. Nie należę to spokojnych osób, więc takie miejsce daje mi również komfort do imprez i wielu innych rzeczy. Bez zbędnego pożegnania, weszłam do klatki chodowej. Może to nie było kulturalne, ale jestem naprawdę mocno zmęczona tym dniem. Jedyne co pragnę to ciepła kąpiel i spanie.             

2 komentarze:

  1. o kurtka!
    weeeź no! nie rób mi z nimi romansu no! XD
    było trochę literówek, więc radzę czytnąć raz jeszcze, ale fajne było!
    wyjaśniaj w końcu te wszystkie tajemnice no, bo nie wytrzymiem :CC
    weeeny~~!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Why? Według mnie fajnie by razem wyglądali... no cóż chyba mam spaczony gust, albo coś xD
      Spokojnie mamy czas xD
      xRianx

      Usuń