środa, 17 lutego 2016

하나, 둘, 셋 (jeden, dwa, trzy) - Rozdział 3 1/2

A/n -  Rozdział wyszedł, nawet zaskakująco długi... co na mnie to nowość xD W każdym bądź razie ten rozdział pisany jest z punktu widzenia Mii, dzięki temu możecie lepiej poznać jej postać, bo jest jedną z najważniejszych w tym opowiadaniu :) Ten rozdział dzieli się na dwie część i pierwsza jest poświęcona jej osobie, za to druga, komuś kogo się nie będziecie spodziewać :D I ta postać będzie się również tutaj pojawiała, więc możecie zgadywać kto to :P 

Miłego czytania~! <3 





Rozdział 3 część 1



20.11.2011 rok, Londyn, Wielka Brytania


                     Z cichym westchnięciem spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Za piętnaście piąta. Dlaczego to tak długo trwa?! Przecież lekarze mówili, że to nie będzie skomplikowany zabieg! A trwa już trzy godziny! Normalny zabieg trwa co najmniej godzinę, rzecz jasna taki niegroźny jak wycinanie migdałków. A co jeśli on umrze? Nagle poczułam mdłości. Nie, nie, nie on nie może mnie opuścić bez pożegnań, prawda? Nigdy by mnie nie zostawił bez słowa "żegnaj", ale czy byłabym w stanie go puścić,  nawet po tym słowie? Czy byłabym w stanie zapomnieć? Oczywiście, że nie! 
                     - Obiecałeś... - szepnęłam, czując bolesny uścisk w klatce piersiowej. Może i jestem zwykłą rozpieszczoną nastolatką z toną adoratorów, lecz ja jestem w stanie to wszystko porzucić, aby tylko móc go zatrzymać przy sobie. 
                     - Ogarnij się i nie dramatyzuj, dziewczyno! - warknął jeden z największych idiotów tego świata - Bang Younguk, który dziwnym, nierealnym trafem jest bratem mojego chłopaka. Co według mnie jest tak strasznie niemożliwe! Przecież oni różną się pod każdym względem! Po pierwsze mój ukochany szanuję kobiety, nie tak jak ten prostak ze wsi! Zresztą co ja będę się nim przejmować? Jest po prostu żałosny i tyle, po co mam tracić na niego siły skoro mój kochany jest operowany.                              - Nie przejmujesz się stanem jego zdrowia? - spytałam, poprawiając sobie włosy, które wpadały mi na oczy. 
                     - Ani trochę. - stwierdził, pochylając się nade mną. - On jest słaby. Nie przetrwa w tym świecie. Ty po prostu jesteś bogatą dziunią z zasranego pałacu, a on? Twoje życie jest posłane różami, a jego kolcami... dlatego odpuści wreszcie i zostaw go w spokoju! - dodał, patrząc na mnie z pogardą. Może moi rodzicie zarabiają dużo pieniędzy, ale co to ma do mojego związku? Przecież Junhong nigdy mnie nie traktował jak wroga! Więc co to wszystko ma znaczyć?! Westchnęła ciężko. Nie Choi nie zostawi mnie z powodu różnorodność majątkowej, prawda? On taki nie jest! Poza tym co jest złego w pieniądzach moich rodziców? Staram się jak najmniej z nich korzystać. Prawdę mówiąc, nigdy nie chciałam być bogata i nie dalej nie chcę tego! Zamiast tych pieniędzy wolałabym widywać rodziców co najmniej raz dziennie, a nie raz na miesiąc. Nagle z sali operacyjnej wyszedł młody lekarz. Na fartuchu widniały ślady krwi! Mimowolnie poczułam zawroty głowy. Z przerażeniem podniosłam się z miejsca, patrząc na doktora, który westchnął ociężale. 
                     - Przykro mi, ale nie udało się go uratować. - mruknął , pocierając swoje skronie. W jednej chwili do moich oczu napłynęły łzy, które po chwili spływały po mojej twarzy. Usiadłam na fotelu, w którym siedziałam bite trzy godziny, a do mojej głowy napływały coraz to nowsze wspomnienia, które już nie wrócą. W jednej chwili bańka, zwana również moim sercem pękła. Moje ręce zaczęły nienaturalnie drżeć. Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu. Nie, nie to nie może być prawdą, przecież wczoraj jeszcze był zdrowy jak ryba! Nie można umrzeć bez powodu i to jeszcze na stole operacyjnym! To musi być kłamstwo. Tak to na pewno kłamstwo! Oni wszyscy łżą! To nie możliwe! Nie, nie, nie zgadzam się na to! - Przed śmiercią pacjent dał mi list, adresowany do Mii. Czy to pani? - spojrzał na mnie. Lekko pokiwałam głową, chociaż nie byłam pewna o czym do mnie mówił. Bez żadnego zbędnego słowa lekarz podał mi śnieżnobiałą kopertę z moim imieniem. 
                      - Jeśli cię to pocieszy, to wiedz, że on nie był takim skurwysynem jak ja. - powiedział do mnie ciemnooki. Spojrzałam na niego swoimi zapłakanymi oczami i najnormalniej w świecie przytuliłam się do niego. Mężczyzna tylko westchnął, obejmując mnie w tali. Bezkarnie brudzę jego czarną bluzkę swoimi łzami. - Dobra, koniec tego dobrego. - warknął, odpychając mnie od siebie. Było to do przewidzenia. - Zadzwoń do kogoś, by po ciebie przyjechał. - westchnął wstając z krzesła, po chwili znikł z mojego pola widzenia. Zostawił mnie samą z moim koszmarem. Teraz nie powstrzymywałam się od łez, które bezustannie płynęły po moich policzkach. Ludzie przechodzące od czasu do czasu posyłali mi współczujące spojrzenia, bądź pełne litość. Nawet nie zwracałam na nich szczególnej uwagi. Nagle przypomniałam sobie o liście, który dostała. Jednym ruchem otworzyłam kopertę i wyjęłam z niej łososiową kartkę. Mój ulubiony kolor. 


Droga, Mio! 

                         Jeśli to czytasz, to znaczy, że nie dałem rady. Przepraszam, nie chciałem cię martwić swoim stanem zdrowia, dlatego milczałem. Po prostu ostatnie chwile swojego nędznego życia chciałem spędzić z tobą, jakby nigdy nic. Teraz kiedy myślę nad tym jak będziesz się czuła... Myliłem się! Mogę usprawiedliwiać się strachem jaki czułem w sercu, lecz to nie miałoby sensu. Mogę też wymyślić jakoś wymówkę, która by była twoim pocieszeniem, lecz tego też nie zrobię. Zasługujesz na prawdę, nawet tą bolesną. 
                       Moja choroba z początku była nie groźna, dlatego milczałem. Jednak z czasem mój stan zdrowia pogarszał się. W wolnym czasie chodziłem na każdą możliwą terapię, lecz nie przynosiła ona jakiś większych skutków. Trułem swój organizm różnymi prochami, które miały mnie przytrzymać przy życiu. Nic z tego. Byłem niemal od razu skazany na śmierć. Na co byłem chory? Na raka jelita grubego. Dlaczego nie powiedziałem? Nie chciałem cię martwić, poza tym chciałem cię przy sobie zatrzymać w jakikolwiek możliwy sposób. Wiem, że i tak być ze mną została, ale bałabyś się mojego jakiegokolwiek ruchu. Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale jesteś moją anielicą, która w trudnych chwilach pocieszy, a gdy upadnie pomoże mi wstać. Tak, tak to na twoją cześć nazwałem mojego króliczka - Tenshi, z japońskiego to znaczy anioł. Kocham cię, Mia. Zawsze będziesz moim aniołem i ukochaną. Zawsze będziesz zajmowała wyjątkowe miejsce w moim sercu. 
                         Błagam nie obwiniaj się, ponieważ nie mogłaś wiedzieć. 

Żegnaj, twój Junhong.





                          - Mia! Kochanie, moje tak mi przykro! - uniosłam swój wzrok przede mną stała moje najlepsza przyjaciółka - Laura. Znam ją od piaskownicy, zawsze jest przy mnie. Śmiało mogę stwierdzić, że jest niczym moja siostra. Bez zbędnych słów, wstałam z fotela i wtuliłam się w jej ciało. Potrzebuję teraz kogoś bliskiego, któremu mogę ufać. Ona od początku wiedziała jaki jest dla mnie ważny ten związek. Po prostu był prawdziwy, nie tak inne. Większość moich wielbicieli jak i byłych, patrzyli na zawartość mojego portfela, tylko Junhong miał gdzieś pieniądze. - Wszystko się z czasem ułoży zobaczysz. - szepnęła, głaszcząc mnie po głowie. 
                        - Laura, co ma być dobrze? Mój chłopak... on... - dziewczyna nie dała mi dokończyć, przytulając mnie mocniej. 
                        - Nie płacz, proszę. - mruknęła. 




************



01.12.2012 rok, Nowy Jork, Stany Zjednoczone.



                         Od śmierci mojego ukochanego miną ponad rok. Od tamtej pory mieszkam w Nowym Jorku, w mieście, które nocą nie śpi, niemal jak ja. Tylko między mną a miastem jest jedna zasadnicza różnica. Nowy Jork jest pełny życia, a ja? Umieram wewnętrznie. Nie raz myślałam o samobójstwie, lecz po dłuższym zastanowieniu zawsze rezygnowałam z tego pomysłu, ponieważ Choi nie byłby zadowolony moim postępowaniem. Myśl o nim, dodaje mi sił do życia. Najgorzej jest w nocy, gdy jestem sama. Wtedy nie potrafię wytrzymać i po prostu swoje smutki potopię w alkoholu. Moich rodziców na tyle zmartwił mój stan psychiczny, że przyjeżdżają dwa razy na miesiąc! No jest naprawdę dużym sukcesem! Jednak i tak najbardziej martwi się o mnie Laura, nawet przyjechała ze mną do Nowego Jorku, co już było ogromnym poświęceniem z jej strony - przecież tam miała wszystko: rodzinę, przyjaciół, chłopaka. Wszystko co jest człowiekowi najdroższe, a jednak ona wybrała mnie. Nocami miewam koszmary, z których budzę się z krzykiem. Każdej nocy, gdy kładę się spać nawiedza mnie jego twarz. Uśmiecha się do mnie i mówi, że mnie kocha. Potem znika w ciemnościach mojego pokoju. Czy ja oszalałam przez to wszystko? Najwidoczniej nie potrafię normalnie funkcjonować. Laura twierdzi, że oddalam się od najbliższych, ale nie jestem tego pewna. Potrzebuję czasu na pozbieranie się. Nie tak łatwo jest zapomnieć o pierwszej miłości. 
                          - Mia, na Boga błagam cię! Zacznij żyć! Przecież na świecie jest wiele chłopaków takich jak Junhong. Ba! Nawet lepszych! - krzyknęła, patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem. Słyszałam ją jak przez mgłę. Nie lubię, gdy ona próbuje mnie przekonać do wyjścia. Nie, nie boję się ludzi. Boję się zostać zraniona. Jednak czy nie powinnam zacząć żyć od nowa? Z dala od przeszłość, z dala od Junhonga? Nie wiem, lecz wiem, że nie chce o nim zapomnieć. Od sprawił, że moje życie nabrało barw. To on sprawił, że zaczęłam wierzyć w dobro. Potrafiłabym od tak zacząć na nowo bez niego? 
                           - A jeśli znowu poczuję? Jeśli znowu zostanę zraniona? Nie, nie chce! - powiedziałam, przytulając do siebie poduszkę. Mam siedemnaście lat i nie skończyłam... ba, nawet nie zaczęłam liceum. Po śmierć ukochanego postanowiłam zrobić sobie przerwę w nauce. Zresztą Laura też zrobiła sobie wolne i wiem, że to wszystko przeze mnie. Pewnie czuję się jak w więzieniu, ale co ja mogę z tym zrobić? Wiele razy starłam się ją przekonać do nie porzucania marzeń, lecz ona powiedziała, że beze mnie nie zamierza ich spełnić. Obie chcieliśmy być sławnymi piosenkarkami. Od dziecka śpiewałyśmy w duecie w każdym przedstawieniu. Tęsknie za tamtymi czasami. 
                          - Kochanie, nie zostaniesz zraniona! Poza tym nie każdy jest chory i nie każdy chce cię skrzywdzić. Po prostu wyjdź w świat! Zrób ten pierwszy krok! - przez chwilę zastanawiałam się co począć, lecz w końcu zgodziłam się na wyjście. Może Sad ma racje, a ja tylko dramatyzuje? W każdym bądź razie za dużo o tym myślę. Powinnam się w końcu ogarnąć! Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy, przez co moja przyjaciółka zaczęła piszczeć ze szczęścia. Sama również się uśmiechnęłam. Dawno nie widziałam jej radość, którą bardzo łatwo się zarazić. Przebrałam się w czarne podarte jeansy i ciemno fioletową bluzkę. - Przepięknie. 
                           - Nie przesadzaj, proszę. - mruknęłam, nakładając buty. 
                           - Nie przesadzam. - odparła, zamykając za nami drzwi. Rozejrzałam się dookoła. Na mieście panował bardzo duży tłok. Niemal od razu zauważyłam, że Nowy Jork to miasto wielu narodowość. Począwszy od Azjatów a skończywszy na Europejczyków. Mimowolnie się uśmiechnęłam. To ten dzień! Dzień zmian, dużych zmian. Po chwili poczułam szarpnięcie. Laura ciągnęła mnie tylko sobie znaną stronę. Nie sprzeciwiałam się. Może i mieszkam w tym wielkim mieście prawie rok, lecz nie wiem gdzie co jest. Właśnie do mnie doszło, że zmarnowałam tyle czasu na płacz, gdy dookoła mnie tyle przygód. To początek nowego życia, mojego życia.    




**********


12.01.2012 rok, Nowy Jork, Stany Zjednoczone.


                          Z lekkim uśmiechem, idę wzdłuż ulicy. Promienie słoneczne padając na moją jasną skórę, lecz nie przejmuję się tym zbytnio. Nagle do moich uszu dochodzi dźwięk muzyki. Podchodzę do tłumu gapiów i obserwuję młodych chłopaków, którzy grają jakoś piosenkę rockową. Dziewczyny otaczające muzyków są wniebowzięte ich zdolnościami. Muszę przyznać, że chłopacy mają talent, lecz według mnie brakuję wokalisty. Kapela bez wokalisty to nie jest to. Piosenkarz przez teks piosenki ma przekazać uczucia a muzyka ma współgrać z tekstem. Dzięki temu można wzbudzić większe emocje wśród słuchaczy. Cóż to tylko moje zdanie na ten temat. Gdy muzycy kończą grać, podchodzę do futerału i wrzucam im plik pieniędzy. Niemal od razu jeden z nich wysłał w moją stronę dziękujący uśmiech. 
                         - Dziękujemy. - powiedział podchodząc. Jego blond pasemka padają na jego ciemnoniebieskie oczy. Uśmiecham się do niego lekko. 
                        - Nie musisz dziękować. Macie ogromny talent. - stwierdzam. 
                        - Dzięki. Jednak brakuję nam wokalisty albo wokalistki. - westchnął, patrząc na mnie łagodnie. Mimowolnie uśmiecham się pod wpływem jego spojrzenia. Muszę przyznać, że chłopak jest bardzo przystojny, lecz rozmawiając z nim czuję się podle wobec Junhonga. Czuję się tak jakbym go zdradzała. Ale czy można zdradzić osobę, która umarła? - Tak w ogóle, jestem Luke. - dodał wyciągając w moją stronę dłoń. 
                         - Miło mi. Jestem Mia. - odpowiadam, łapiąc go za rękę. - Tak właściwie, dlaczego gracie na ulicy? - spytałam, zabierając rękę z jego uścisku, który trwał zdecydowanie za długo albo po prostu jestem przewrażliwiona na dotyk innego mężczyzny niż mój były.
                         - Cóż, niedawno się wprowadziliśmy i tak zamierzamy nazbierać trochę pieniędzy na strat. Wiesz jak to bywa. Czasem na wozie czasem pod nim. - zaśmiał się cicho. Kiwnęłam głową na znak, iż zrozumiałam jego przekaz. Tak szczerze to dawno nie śpiewałam i chciałabym spróbować. Chciałabym zobaczyć czy to dalej może sprawiać taką samą przyjemność jak kiedyś. Nagle do głowy wpadł mi pewien pomysł. 
                          - Jak chcecie mogę dzisiaj z wami zaśpiewać  i tak nie mam co robić. - wzruszyłam ramionami, obserwując reakcję chłopaka, który tylko się uśmiechnął i spojrzał na swoich towarzyszy. Jeden z nich podszedł do nas i zmierzył mnie wzrokiem. Przez chwilę jakby się zastanawiał co zrobić. Wygląda jak typowy punk albo chłopak emo. 
                          - A umiesz śpiewać, królewno? - zapytał, poprawiając swoje przydługie włosy. Wyglądem przypomniał mi trochę dziewczynę, ponieważ jego włosy sięgały mu do ramion. Poza tym ma bardzo delikatne rysy twarzy. Nie zdziwiłabym się gdyby wiele osób miliłoby go z jakoś kobietą. Prawdę mówiąc jest duża szansa, że gdyby nie to, że słyszałam jego głos sama bym tak uważała.  
                          - Po pierwsze nie nazywaj mnie tak. Po drugie chcesz się przekonać? - spojrzałam na niego wyzywająco. Brunet przez chwilę milczał analizując moje słowa. No cóż to tego półgłówek. 
                          - Dajesz. - powiedział podając mi mikrofon. Posłałam mu jak dla mnie dziwny uśmiech i zajęłam miejsce na środku chodnika. Nagle tłum uciszył się przez co zaczęłam się trochę denerwować, lecz gdy zaczęłam śpiewać całe zdenerwowanie uciekło ze mnie. Byłam tylko ja i mikrofon. 
You are my fire 
The one desire 
Believe when I say 
I want it that way 

But we are two worlds apart 
Can’t reach to your heart 
When you say 
That I want it that way 

                       Nagle usłyszałam jak ktoś zaczyna grać na gitarze. Spojrzałam się na tego kogoś okazało się, że to blondyn, którego niedawno poznałam. Uśmiechnęłam się pod nosem dalej śpiewając. 

Tell me why!
Ain’t nothin’ but a heartache 
Tell me why!
Ain’t nothin’ but a mistake 
Tell me why~!
I never wanna hear you say 
I want it that way

                         Czułam na sobie przeszywający wzrok niebieskookiego chłopaka, lecz ignorowałam go. Patrzyłam się prostko w coraz większy tłum. Wszyscy tańczyli, bądź klaskali pod rytm. Teraz już wiem jak mi bardzo brakowało śpiewania. Powinnam do tego wrócić?

Am I your fire 
Your one desire 
Yes I know it’s too late 
But I want it that way  

Tell me why!
Ain’t nothin’ but a heartache 
Tell me why!
Ain’t nothin’ but a mistake
Tell me why ~!
I never wanna hear you say 
I want it that way 

                           Gdy skończyłam śpiewać, tłum zaczął klaskać i wrzucać pieniądze do futerału na gitarę. Spojrzałam się w stronę gitarzysty, z którym się założyłam. Wyglądał jakby co najmniej przegrał życie. Posłałam w jego stronę zwycięski uśmiech. Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się w stronę chłopaka. Na jego twarzy widniał uśmiech. Zresztą z tego co zauważyłam on jest wiecznie uśmiechnięty. Co swoją drogą dodaje mu urody.  
                          - Gratulacje, wygrałaś z Aronem. - zaśmiał się cicho. - Teraz chyba cię szybko nie polubi. - stwierdził, czochrając moje włosy. Co według mnie było dziwne. Jednak postanowiłam tego nie komentować głośno. 
                          - Prawdę mówiąc on też jakoś nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, więc nie przeszkadza mi to. - rzekłam uśmiechnięta. Chłopak wolno pokiwa głową. - Dobra ja lecę. Muszę jeszcze coś załatwić. - stwierdziłam, odchodząc od chłopaka. Ten posłał mi kolejny z rzędu uśmiech i pomachał. To naprawdę dziwny dzień. Chyba będę musiała opowiedzieć o wszystkim Laurze.


********


02.05.2014 rok, Nowy Jork, Stany Zjednoczone.


                          Wiosna to jedna z najładniejszych pór roku - wszystko budzi się do życia. A miasto zaczyna coraz bardziej tętnić życiem. Co drugi obywatel nakłada coraz to cięższe ubrania. Słońce ogrzewa wszystko dookoła. Dzieci bawią się w Central Parku. Ta pora jest chyba najpiękniejszą ze wszystkich. Chociaż wszystko ma swoje minusy, a mianowicie chodzi o to, iż w wiośnie jest coraz więcej par. Nawet Mia znalazła sobie chłopaka! Co samo w sobie nie jest strasznie raczej chodzi mi o samą osobę, którą pokochała - Aron Gonzales. Gitarzysta zespołu Luka. Jak taki człowiek mógł się spodobać mojej przyjaciółce? Rozumiem gdybym go nie znała, ale znam go aż za dobrze. Przez te prawie dwa lata naprawdę się zaprzyjaźniłam z Lukiem. Co więcej Luke jest z Australii! Zawsze chciałam tam pojechać, lecz nigdy nie miałam z kim. Z opisu chłopaka Sydney jest bardzo przyjemnym miastem. Bardzo dużo się tam dzieje. Zresztą w Nowym Jorku też nie ma co narzekać na nudę. Tutaj ludzie nie przejmują się opinią innych i robią co chcę, nawet jeśli to bardzo upokarzające. Ostatnio, nawet widziałam kobietę w stroju Ewy! A co śmieszniejsze kobieta na oko była w wieku mojej babci! Szkoda mi było tylko dzieci, które bawiły się w tym czasie w piaskownicy i mieli centralny widok na tą babcię. Cóż takie miasto. Ze znudzeniem spojrzałam na zegarek w telefonie. Zaraz powinien być. 
                             - Przepraszam czy to wolne miejsce? - nie patrząc na osobę, przytaknęłam. - Piękny dziś dzień, prawda? - spytał. Znudzona podniosłam na niego wzrok i zamarłam. Nie to nie możliwe. To nie prawda! Te roześmiane, czarne oczy. Te pełne jasno malinowe usta. To nie możliwe! W jednej chwili wstałam z ławki. Poczułam jak zaczynam drżeć. Do moich oczu napłynęły łzy. To nie możliwe do cholery! 
                             - Junhong? - szepnęłam, patrząc na uśmiechniętą twarz chłopaka. Nagle chłopak wstał i odszedł bez słowa. Przez chwilę nie mogłam ogarnąć swych myśli. Cały czas przed oczami miałam te piękne czarne oczy. Nierealne oczy. Czułam jak po moich policzkach płyną łzy. 
                             - Mia? - odwróciłam się w stronę przyjaciela, niemal od razu się w niego wtulając. Czułam nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej. 
                             - Widziałam go... - mruknęłam, dławiąc się łzami. 
                             - Kogo widziałaś? - spytał, mocnej obejmując mnie w pasie. 
                             - Junhonga. - odpowiedziałam. 



*********


30.05.2014 rok Nowy Jork, Stany Zjednoczone. 


                            Minęło dwadzieścia-osiem dni odkąd go ujrzałam w parku. Laura twierdzi, że to na pewno nie był on, lecz ja wszędzie bym rozpoznała te oczy. Jednak rozumiem ją boi się, że znowu popadnę w depresję. Cóż sama się tego boję. Z tego stanu trudno jest się wydostać - uzależniasz się od tej melancholii, nie potrafisz zaufać, boisz się cierpienia, ludzi. To takie straszne! Depresja jest niczym anoreksja - wpadasz raz i w każdej chwili może to wrócić. 
                              - Cześć, Mia! - do mojego pokoju wszedł uśmiechnięty Luke. Niemal od razu ujrzałam w jego oczach smutek. Z jego oczu można czytać niczym z otwartej księgi. Bardzo łatwo wyczuć jego emocje. A może dobrze go znam i to wiem? Znam jego nawyki. Westchnęłam ciężko.
                               - Co się stało, pingwinku? - spytałam, przytulając się do jego ramienia. Chciałam by poczuł, iż nie jest sam. Chociaż nie wiem czy można na mnie polegać - jestem słaba psychicznie. 
                                - Bo ja... znaczy mój zespół. Jak to powiedzieć? - westchnął ciężko, patrząc prosto w moje oczy. - Dostaliśmy szansę na trasę koncertową i chłopaki przyleli tą propozycję. Niedługo wyjeżdżamy. - dodał. Westchnęłam, widząc łzy w jego niebieskich oczach. 
                                - Gratulację, Luke! To dla was wielka szansa. - przytuliłam chłopaka do siebie. Przymknęłam oczy, czują ciepło jego ciała. Lubię jego ciepło jest takie przyjemne. 
                                - Będę tęsknić. - mruknął do mojego ucha. On chyba nie zdaje sobie sprawy, z tego jak ja będę za nim tęsknić. Mimo, iż nigdy tego nie mówiłam głośno: Luke Black oficjalnie stał się częścią mojego życia.
                                 - Ja też, pingwinku. Bardzo. - szepnęłam do jego ucha. Czyli po raz kolejny stracę ważną osobę? Może ciąży nade mną jakaś klątwa?
                                 - Oj tylko nie pingwinku! Nie lubię tego! - zaśmiał się rozbawiony. Mimowolnie wybuchłam śmiechem. Jeszcze trzy lata temu nie umiałam się śmiać. Czy znowu będę to przeżywać? Ten niewyobrażalny ból? Oh Boże dlaczego znowu zabierasz jedną z najważniejszych ludzi w moim życiu?
                                 - Jak chcesz, deklu. - zaśmiałam się cicho. Będzie mi go bardzo brakować.
                                  - Zołza. - pokazał mi język przez co walnęłam go w ramię. - Którą kocham. - dodał, przytulając mnie. Poczułam jak moje serce zaczyna bić nienaturalnie szybko. Luke... on mnie kocha?! Ale w którym sensie? Oby nie w takim w jakim myślę. Błagam was!
                                   - Luke, w jakim sensie mnie kochasz? - spytałam, głaszcząc go po plecach.
                                   - W takim w jakim nie powinienem. - zaśmiał się cicho. Kurwa no nie.     

7 komentarzy:

  1. Jej wróciłaś!!!!! *.*
    Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak ja za tobą tęskniłam! Naprawdę jak ujrzałam twoje nowe wpisy prawie płakałam ze szczęścia! Mam nadzieję, że już nas na tak długo nie zostawisz... Aish i jeszcze to cudowne opowiadanie! Wróciłaś w pięknym stylu! Zresztą jak zawsze twoje opowiadania powalają na kolana! ^.^ z tego co zauważyłam ty również piszesz to opowiadanie na wappadzie! (*^ω^*)

    Co do postaci Mii szkoda mi jej... no bo straciła ukochanego i wgl... poza tym szkoda mi również Dae, bo został porwany... (ToT) Ale dziwi mnie to że to Jae na dominował i ciekawie czy będzie seme... ale mimo wszystko wole go jako uke! XD

    Czekam na next~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz... no Mia to pozytywna postać a co do jej losu to zgadzam się... poza tym to nie tak, że cały czas będzie cierpiała co to to nie! XD
      Dziękuję za komantarz~

      Usuń
    2. Wiesz... no Mia to pozytywna postać a co do jej losu to zgadzam się... poza tym to nie tak, że cały czas będzie cierpiała co to to nie! XD
      Dziękuję za komantarz~

      Usuń
  2. rzeczywiście, pobijasz swoje własne rekordy z długością rozdziałów! :D
    rozdział bardzo dobry, fajnie, że dodałaś coś ze strony Mii.
    ah, Junnie! jak mogłeś?! rozumiem, że ciężko jest powiadomić ukochaną osobę o chorobie, najpewniej śmiertelnej, ale no :( a Bangowi z tego rozdziału trzeba strzelić w japę! ;-;
    dżizas, mam jednak nadzieję, że tylko jej się to przywidziało, że Zelo jej się przywidział, co nie?!
    z każdym rozdziałem piszesz coraz lepiej, widać duży progres między Twoimi starszymi a nowszymi pracami (mówię o tamtym daejae co usunęłaś bloga, chyba XD). już wtedy pisałaś ciekawie, a teraz to już w ogóle!
    czekam na kolejny rozdzialik~!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W następnym rozdziale to mnie zapewne zabijesz bądź bohaterów... no cóż Junnie to Junnie biedmy chłopczyk a Bang to... zobaczysz zresztą xD a! Jak bd już mnie zabijać to wiedz, że to naprawię xD

      Usuń
  3. Heej,
    Niezmiernie przepraszam za to, że nie komentowałam, ale wiedz, że jestem tutaj od samego początku. Wcześniej trudno było mi się zebrać na komentarz, bo najzwyczajniej nie wiedziałam co napisać, a powtarzanie tego samego, co poprzednicy wydawało mi się mało twórcze, poza tym nie miałam także odwagi, aby skomentować. Przepraszam, ale obiecuję, że się poprawię.

    Rozdział, jak i całe opowiadanie bardzo mi się podoba.
    Bohaterowie są cudowni, najbardziej chyba urzekła mnie do tej pory Mia, która ma naprawdę bardzo pokręcone życie. Z całego serca współczułem jej, kiedy Junnie umarł, śmiałam się jednak, kiedy poznała Luka, nie wiem czemu, mam chyba taką psychikę ^^
    Potem siedziałam z otwartą buzią, bo moje przeczucia co, do tego, że się w niej zakocha się ziściły :D No cóż naprawdę pokręcone, ale to jest życie i ono nigdy nie było prostolinijnie ułożone.

    Ciekawi mnie nadal relacje Daehyuna i Youngjae, ale to zapewne stanie się dla mnie jaśniejsze z czasem, więc będę czekać na następne rozdziały! :)

    Poprawię się także w związku z komentowaniem, teraz kiedy już wszystko ogarnęłam (G+ i blogger) zapewne będę tutaj jeszcze częściej zaglądać :)

    Życzę weny i powodzenia!
    Ok Jinni :*

    PS. Jeżeli byłabyś zainteresowana to zapraszam także do siebie (nie widzę niestety zakładki spam, więc piszę tutaj :3)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OMG dziękuję za tak miły komentarz! Co do Mii ona cały czas będzie bardzo fajną postacią, a co do jej życia niedługo wiele się zmień! kekek wredna jestem xD Co do DaeJae będzie bardzo ciekawie, ponieważ oni rozwalą system xD


      Oczywiście, że zajrzę na twojego bloga, tyle że jak znajdę odrobinkę czasu... :D

      Usuń